Przejdź do treści

Przypadek Wandy Torres

    Ekipa dziennikarzy “Vice News” wypuściła właśnie najlepszy reportaż o broni palnej w historii tego kanału. Poza kilkoma niezbyt istotnymi wpadkami narratora (pistolet maszynowy w 3:07 to nie Uzi tylko Ingram M10, bardziej znany jako MAC-10) zmontowali rzeczowy i przy okazji arcyciekawy materiał bez typowego dla zaangażowanej publicystyki emocjonalnego szantażu. Żeby osiągnąć taki poziom merytoryczny, musieli udać się aż na archipelag Wielkich Antyli, zlokalizowany na styku Oceanu Atlantyckiego z Morzem Karaibskim. Dla tych, którzy średnio radzą sobie z językiem angielskim, przygotowałem streszczenie newralgicznych fragmentów filmu, pozostałych namawiam do obejrzenia:

    VICE, “Guns in Puerto Rico: Locked and Loaded in the Tropics”

    Portoryko to terytorium znajdujące się pod kuratelą rządu federalnego i zarazem cieszące się względna autonomią polityczną, co w praktyce oznacza, że obowiązują tam jedynie wybrane elementy amerykańskiej Konstytucji. Ma to swoje konsekwencje, zwłaszcza w odniesieniu do egzekwowania zapisów Drugiej Poprawki, która w radykalnej, portorykańskiej interpretacji nie jest rodzonym prawem, lecz przywilejem, łatwo podlegającym cofnięciu, i bardziej przypomina europejskie reżimy regulacyjne aniżeli otwarte i rynkowe podejście znane z kontynentalnej części Stanów Zjednoczonych. W rezultacie przepisy, normujące kwestie posiadania broni w obrębie wysypy, należą do najsurowszych spośród wszystkich jurysdykcji podległych USA. 

    Choć daleki jestem od doszukiwania się bezpośredniej zależności przyczynowej, to w tym konkretnym wypadku drakońskie ustawodawstwo skorelowane jest z pewnym niechlubnym statystycznym faktem, mianowicie Portorykańczycy plasują się u szczytu globalnego rankingu krajów z najwyższym odsetkiem morderstw popełnianych z broni palnej. Blisko 95 proc. ofiar zabójstw ląduje w papierach z orzeczonym zgonem na skutek postrzału. Generalnie jest to całkowite przeciwieństwo innego wyspiarskiego państewka położonego na drugiej półkuli w Archipelagu Malajskim – Timoru Wschodniego – gdzie dla odmiany tzw. watahy maczetowe, które do walk używają też noży, siekier oraz łuków, od lat ścierają się w krwawych starciach, śrubując lokalne rekordy na odcinku przestępczości z użyciem broni białej. Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma.

    Skokowy wzrost wskaźnika zabójstw w 2006 roku pokrywa się
    ze startem operacji militarnej 
    przeciwko El Narco w Meksyku.

    Portorykańskie formacje porządkowe regularnie otrzymują finansowe i logistyczne wsparcie z Waszyngtonu. Wyspa jest głównym punktem tranzytowym przerzutu kokainy z Kolumbii i Peru na wschodnie wybrzeże Stanów. Analitycy z federalnej instytucji zajmującej się zwalczaniem narkotyków (Drug Enforcement Administration/DEA) szacują, że 75 proc. wszystkich zabójstw w regionie ma związek wyłącznie z handlem nielegalnymi substancjami psychoaktywnymi, z czego duża większość jest dziełem szeregowych żołnierzy ulicznych gangów. Każdego roku operatorzy tamtejszych oddziałów specjalnych przeprowadzają dziesiątki nalotów, konfiskując olbrzymie ilości prochów i niszcząc składowiska broni palnej rozrzucone po całym obszarze tropików. Szkopuł w tym, że jak dotychczas nie przynosi to żadnych wymiernych efektów. Im więcej uzbrojenia zarekwirują mundurowi, tym więcej nowych jednostek trafia do kolonii z przemytu. W zależności od modelu i stanu technicznego ceny poszczególnych egzemplarzy na czarnym rynku wahają się w granicach $1200-2000.

    Aby skuteczniej lokalizować epicentra przestępczości, na wyposażeniu portorykańskich służb znajduje się wyrafinowany sprzęt podsłuchowy, wykorzystywany przez amerykańską armię w Afganistanie do namierzania gniazd wrogich snajperów. Sensory instalowane są na ulicach w najbardziej niebezpiecznych rewirach i wyłapują odgłosy strzelanin. W teorii taka technologia pozwala na szybką identyfikację rodzaju broni oraz wyśledzenie miejsca, w którym rozlegają się strzały. Napisałem w teorii, bo życie znowu znalazło sposób na obejście i tej przeszkody. 

    Zanim broń palna pokona drogę od źródła do końcowego odbiorcy, przechodzi przez wiele rąk, wypadałoby więc ją przetestować. Naturalnie nie da się tego zrobić na wyspie pod gołym niebem, gdyż istnieje spore ryzyko, że policyjne komputery zarejestrują huk wystrzału. Szczęk cofającego się zamka albo ekstrakcja łuski z komory nabojowej nie mają jednak w widmie akustycznym składowych o niskich częstotliwościach, a tylko te rozchodzą się dość daleko i mogą być wychwycone przez mikrofony. Druga strona wpadła zatem na genialny w swojej prostocie pomysł: handlarze kopią doły w ziemi, w których następnie umieszczają plastikowe tuby wentylacyjne wygłuszane wełną mineralną – komponenty dostępne w każdym lepszym sklepie bądź też hurtowni z materiałami budowlanymi. Kawałek “beczki” wystaje trochę ponad powierzchnię gruntu. W pokrywie jest otwór, do którego wsadza się lufę karabinu i voilà – naciśnięcie spustu generuje wytłumiony dźwięk niesłyszalny dla czujników.

    Jeśli zaś chodzi o ludność cywilną, która nie jest skłonna do łamania prawa, to coraz głośniej rozmawia się o zmianach, mających ukrócić biurokratyczne procedury przy ubieganiu się o zezwolenie na broń palną. Możliwe reformy rzecz jasna bardzo niepokoją decydentów z Partii Demokratycznej, obawiających się efektu “kuli śniegowej”. Zakładając, czysto hipotetycznie, że Narodowe Stowarzyszenie Strzeleckie Ameryki (nawiasem, kierownictwo NRA uruchomiło niedawno na wyspie delegaturę; dysponowali już oddziałami we wszystkich stanach łącznie z Hawajami – z wyjątkiem Portoryko) przepchnie przez tryby miejscowej machiny legislacyjnej rewolucyjne pomysły na poluzowanie restrykcji, to jest szansa, że później przejdą kolejne i znowu kolejne, i będzie, no właśnie – co będzie? Wielka szkoda, że narrator nie pociągnął demokratycznego kongresmena za język.

    W akapicie otwierającym wątek nazwałem program “Vice News” najlepszym reportażem o broni w dziejach tej serii. Motywem windującym dokument Kaja Larsena ponad standardowy poziom demagogicznych spotów z bronią palną w roli straszydła jest zogniskowanie uwagi autora na ofiarach przestępczości, które postanowiły zerwać psychologicznie z wizerunkiem pasywnych, stłamszonych, bezbronnych owiec. Portorykanki są najszybciej rosnącą grupą demograficzną wśród osób ubiegających się o licencje uprawniające do noszenia broni na terenie tego wyspiarskiego kraju. Spora w tym zasługa kobiet takich jak Wanda Torres (jest właścicielką salonu piękności w mieście Caguas). Parę lat temu jej nazwisko znalazło się na pierwszych stronach lokalnych gazet z powodu brutalnego napadu rabunkowego. Pistolet Glock w kalibrze 9 mm pomógł jej przepędzić napastnika. Poniżej historia, którą opowiedziała dziennikarzowi podczas pobytu z koleżankami na strzelnicy: 

    Zamykałam salon, kiedy usłyszałam odgłos zatrzymującego się gwałtownie samochodu. Zeszłam ze schodów i wtedy on przystawił mi broń do klatki piersiowej. Powiedział, że jeśli odezwę się choćby słowem, to mnie zabije. Byłam przestraszona i bałam się o własne życie, ale jednocześnie poczułam w sobie duży przypływ odwagi. Wyciągnęłam broń, lewą rękę położyłam na piersi i strzeliłam mu w krocze. Potem jeszcze oberwał dwa razy i uciekł.

    Moje ciało słabło, jakby chciało zniknąć. Robiłam wszystko, byle nie stracić przytomności. Powtarzałam sobie – “Nie znikniesz. Nie upadniesz.” Zadzwoniłam do męża. Powiedziałam mu, że chcieli mnie okraść i że jestem ranna. Gdy odłożyłam słuchawkę, doznałam ataku kaszlu. Plułam krwią. Wykaszlałam całą kałużę krwi. Ogarnęło mnie przerażenie i prosiłam Boga, żeby nie pozwolił mi umrzeć. Nie teraz i nie z ręki tego bandziora.

    Miałam zapadnięte płuco. Pocisk uszkodził trzy żebra. Po dotarciu na ostry dyżur, lekarz obejrzał mnie i stwierdził, że umieram. Wtedy zobaczyłem jakieś inne nosze wjeżdżające na salę. Leżał na nich mężczyzna i wył z bólu. Poprosiłam do siebie lekarza i zapytałam, czy przypadkiem nie przyjęli tego człowieka z Caguas. Osoba, którą postrzeliłam w genitalia – to wydarzyło się w tamtym rejonie. Mówię: “Niech mi pan powie, czy ten facet wrzeszczący na noszach to gość, którego postrzeliłam? Bo coś czuję, że to on.” Lekarz podszedł do biurka i sprawdził w papierach. Tak, to był on. Trafił za kratki prosto ze szpitala na 15 lat. 

    Postawiłam się i od tamtego czasu ciągle przypominam kobietom, że mamy gwarantowane konstytucyjnie prawo zezwalające na legalne noszenie broni palnej. Uzbrajajcie się. Brońcie swojego życia. Nie zrzucajcie całej odpowiedzialności na policję, bo policja, realistycznie patrząc, nie jest w stanie nam pomóc.

    Gdybym nie miała wtedy pistoletu, nie byłoby mnie tu dzisiaj. 

    Jak to szło? Jeśli możemy uratować choć jedno życie, powinniśmy spróbować.