Przejdź do treści

Dyskretny urok małych miasteczek

    Dwa niewielkie, senne, amerykańskie miasteczka: Pine Bluff w stanie Arkansas oraz Duluth w stanie Minnesota. Różne historie, ta sama puenta. 

    Duluth jest w 90 proc. białe, co może oznaczać tylko jedno: w najlepsze kwitnie tam rasizm. Miejscowi rasiści czują jednak na karku oddech antyrasistów, którzy nie spoczną, póki ostatni kołtun w Duluth nie przyzna, że był w błędzie. Ma mu w tym pomóc organizacja o nazwie Un-Fair Campaign. Przy entuzjastycznym wsparciu pana burmistrza, Dona Nessa, zrzeszeni w jej strukturach aktywiści zainicjowali kampanię uświadamiającą, zaadresowaną do białej super większości. Takie bilbordy można było niedawno spotkać, spacerując ulicami miasta:

    white_racism
    “Trudno dostrzec rasizm, kiedy jesteś biały.”

    Pomysłodawczyni całej akcji, Ellen O’Neill, argumentowała, że oto w rasowo homogenicznych społecznościach takich jak Duluth szansa wejścia w interakcję z człowiekiem o ciemniejszym kolorze skóry jest znikoma, być może spory odsetek białych mieszkańców nigdy w swoim życiu nie nawiąże kontaktu z “Innym”, a to już daje podstawy do zmartwień i czyni z rasizmu problem przemilczany (cytat: It’s possible to never interact with a person of color here, which makes the problem more invisible). Potem następuje skrupulatne wypunktowanie wszystkich przejawów rasistowskich uprzedzeń. I tak rasizmem jest np. to, że w porównaniu do 80 proc. białych uczniów tylko 25 proc. czarnych kończy ogólniak.

    Panią O’Neill zapraszam do amerykańskich miast zasiedlonych wyłącznie przez Murzynów i rządzonych przez Murzynów, gdzie rasizmu nie ma – bo biali stamtąd uciekli. Przekona się pani wtedy, że w takich aglomeracjach nierzadko nawet i połowa tubylczej populacji nie potrafi przeczytać i zrozumieć rozkładu jazdy autobusów, wypełnić aplikacji o pracę czy posługiwać się mapą miasta. I bynajmniej nie są to “enklawy rasizmu” gdzieś na głębokim Południu, lecz postępowe przyczółki liberalnej inżynierii społecznej. Krew mnie zalewa, jak czytam podobne umoralniające tyrady. Najgorszy w tym spektaklu jest fakt, że ci, którzy w 2013 roku oświecali Duluth co do walorów różnorodności etnicznej, kilkanaście lat temu usiłowali zorganizować krucjatę przeciwko broni palnej – nie były to, rzecz jasna, te same osoby z imienia i nazwiska, ale mentalność i metody manipulacji okazały się identyczne.

    W 1999 roku stowarzyszenie zatroskanych obywateli o nazwie Violence Free Duluth (dzisiaj już nie istnieje) postanowiło udowodnić, że największym problemem liczącego wówczas ~80 tysięcy mieszkańców i składającego się w 95 proc. z białej populacji miasteczka jest broń palna. W tym celu sporządzili raport pt. “Incidence of firearm-related crime in 1997”, w którym poddali analizie statystyki przestępczości, chcąc znaleźć łącznik między przemocą a bronią.

    Zbadali, co się dało: rodzaje narzędzi najczęściej używane do popełniania przestępstw (w tym także do mordowania), wpływ alkoholu i narkotyków, powiązania między agresorem a ofiarą, wiek, płeć i profil rasowy zabójców. W kwietniu 1999 roku opublikowali wreszcie ostateczną wersję raportu, ale profilaktycznie usunęli z niego wszystkie newralgiczne informacje dot. rasy sprawców. Frank Jewell, kierownik przedsięwzięcia, powiedział, że nie uwzględniliśmy rasy, ponieważ mogłoby to zostać źle zinterpretowane. Ówczesny komisarz policji w Duluth, Robert Grytdah, poparł tę decyzję: Dla białych byłoby to bardzo wygodne zaszufladkowanie problemu. Nie chcieliśmy rozpraszać uwagi czytelników, chcieliśmy skupić się wyłącznie na problemie broni.

    Historię z detalami opisał Larry Oakes, dziennikarz “Minneapolis Star Tribune”, w artykule z 30 kwietnia 1999 roku pt. “Duluth Gun, Crime Study Withholds Race Data”.

    Czemu zaniechano publikacji danych rasowych? Żeby tzw. rasistowska większość nie mogła wygodnie zaszufladkować problemu? A co jeśli za niemal wszystkie przestępstwa popełnione w granicach kwerendowanej jurysdykcji odpowiadała licząca niespełna 2.5 proc. czarnoskóra mniejszość? Zdemaskowanie tego mogłoby źle się przysłużyć Wielkiej Sprawie Rozbrojenia – przecież wiadomo, że w Duluth guns kill people, a tu jeszcze ktoś by sobie ubzdurał w swoim ciasnym, rasistowskim móżdżku, że blacks kill.

    Pine Bluff jest nieco innym miasteczkiem, w sensie: o innym profilu rasowym. Otóż większość rezydentów ma nie-biały kolor skóry. Federalne Biuro spisowe podaje, że ~75 proc. populacji stanowią tam czarni mieszkańcy i to właśnie ci konkretni mieszkańcy sprawili, że ta z pozoru niczym niewyróżniająca się mieścina trafiła na czołówki światowych portali informacyjnych z powodu rekordowo wysokich wskaźników zabójstw. 

    “The Independent”Najniebezpieczniejsze małe miasteczko w Ameryce, “Daily Mail” – Pine Bluff Zaraz Po Detroit. Jednak przeciętny Brytyjczyk, zwabiony sensacyjnymi nagłówkami artykułów, nigdy się nie dowie, kto ponosi bezpośrednią odpowiedzialność za syf w Pine Bluff. Autorzy, co prawda, stają na rzęsach, by naprowadzić swoich czytelników na jedynie słuszne wnioski – fotografie niedwuznacznie sugerują, że rozróby prowokuje uzbrojone menelstwo, więc to pewnie “jedno z tych miejsc” w Ameryce – zasiedlone przez białych obszczymurków, wegetujących w przyczepach kempingowych, chlejących na umór i potem w pijackim widzie strzelających na wiwat albo w kierunku sąsiadów, bo powszechny dostęp do broni i tak dalej. W obydwu artykułach można zobaczyć zdjęcie białego mężczyzny z rewolwerem przy skroni – niedoszły samobójca, groził, że walnie sobie w łeb, jeśli policja się do niego zbliży:

    white_pine_bluff
    Skoro media z jakichś powodów nie były w stanie poinformować swoich czytelników wprost o tym, kto tak naprawdę rozwala miasto od środka, ja to zrobię: 99 proc. zabójstw w Pine Bluff to robota Murzynów. Lokalny pastor, Jesse Turner, szef kampanii “Respect for Life”, wydał w 2012 roku specjalne oświadczenie dla prasy, w którym napisał:

    Dialog z naszą społecznością rozpoczęliśmy w roku 1997, zaś rok później Pine Bluff już przewodziło w rankingu miast z najwyższymi wskaźnikami zabójstw w kraju. Od momentu zainicjowania naszej kampanii do roku 2012 w Pine Bluff popełniono w przybliżeniu 170 morderstw, z czego 99 proc. to były przypadki, w których czarny zabił innego czarnego. Nasze badania wykazały również, że przeciętny wiek osoby oskarżonej o zabójstwo wynosi 26 lat, a ofiary – 30 albo mniej. 99 proc. oskarżonych to mężczyźni.

    [We began dialogue with our community in 1997 and in 1998 Pine Bluff, Arkansas led the nation per capita in homicides (see attachment). Since the beginning of the ICVR Respect for Life Initiative in 1997 to 2012 we conclude that approximately 170 murders have occurred in Pine Bluff. Of those homicides committed 99% have been blacks killing blacks. Our research shows the average age of the person charged with committing a homicide in Pine Bluff is approximately 26 years old and the victims are approximately 30 years of age or less with 99% of those charged were males and 1% female.]