Począwszy od roku 2003 Federacja Rosyjska notuje nieprzerwany i bezprecedensowy pod względem gwałtowności spadek liczby zabójstw. Zjawiska o podobnej skali, zachodzącego w tak krótkim czasie, nie widziano tam nigdy wcześniej w udokumentowanej historii. Szczerze mówiąc, trudno doszukać się analogu dla tych zmian na kontynencie europejskim w całym poprzednim stuleciu.
wykres za: Alexandra Lysova (2018)
Gros ekspertów tłumaczy zaistniały fenomen malejącą konsumpcją napojów alkoholowych (patrz tu, tu i broszurka WHO). Daty zgadzają się idealnie – wstępna dekada XXI wieku zainicjowała w Rosji proces kaskadowej redukcji morderstw zarówno w męskiej, jak i żeńskiej subpopulacji i równocześnie pikować zaczęły wskaźniki spożycia produktów spirytusowych, za co zasługę przypisuje się “pełzającej prohibicji” (zobacz suplement do artykułu Nemtzova et al. z tabelą W4, gdzie szczegółowo wypunktowano chronologię kolejnych interwencji rządu w komercyjny obrót alkoholem). Oba paralelne trendy trwają bez zakłóceń do dzisiaj.
wykresy za: Yury Razvodovsky (2016)
Inni badacze z dziedziny kryminologii nie dowierzają tak łatwo kremlowskim zapewnieniom i zachowują sceptycyzm. Argumentują, że raportowana przez rosyjskie instytucje medyczne oraz Ministerstwo Spraw Wewnętrznych (organ odpowiedzialny za gromadzenie, redakcję i upublicznianie corocznych bilansów zabójstw) obniżka śmiertelności może być statystycznym artefaktem, powstałym na drodze piramidalnej manipulacji. W tym temacie warte uwagi są zwłaszcza trzy pozycje z literatury przedmiotu: praca Andreeva et al. (link) i dwa referaty Lysovej (link 1 / link 2). Chciałbym się skupić na nich w dalszej części wpisu.
Grupa naukowców pod kierownictwem profesora Sergeia Inshakova z Instytutu Badawczego Akademii Prokuratury Generalnej w Moskwie przeprowadziła niedawno wyczerpujące studium wiarygodności oficjalnych rosyjskich wskaźników morderstw z lat 2002-09. Mając bezpośredni dostęp do niezmodyfikowanych rządowych statystyk, odkryli oni szereg anomalii, których nie da się wytłumaczyć inaczej niż działaniem systemowym o charakterze intencjonalnym.
Po pierwsze, całkowita pula zabójstw zgłoszonych policji przez obywateli (naocznych świadków, krewnych, członków rodzin) w znacznym stopniu odbiegała od liczby meldunków faktycznie przyjętych i zatwierdzonych do przyszłego procedowania w ramach śledztwa kryminalnego (Inshakov jasno sugeruje, że takie praktyki są plagą rosyjskiego wymiaru sprawiedliwości, gdzie ogromna większość przestępstw pozostaje ukryta → link). Dokładnie rzecz ujmując, w analizowanym interwale wolumen zgłoszeń o popełnionych zabójstwach rozrósł się z 14 do 45 tysięcy, podczas gdy liczba zarejestrowanych morderstw skurczyła się prawie o połowę – z 34 do 18 tysięcy. I to wszystko na przestrzeni zaledwie ośmiu lat. W konsekwencji w roku 2009 w policyjnych papierach odnotowano 2.5x mniej zabójstw niż było doniesień ze strony cywilów. Lysova na wszelki wypadek sprawdziła, czy tendencja ta utrzymywała się też w późniejszym okresie. Zgodnie z przewidywaniami okazało się, że między rokiem 2013 a 2016 odsetek meldunków spiętrzył się o ponad 70 proc., natomiast zabitych ofiar ponownie ubyło.
Druga sprawa: ku swojemu zaskoczeniu zespół Inshakova zauważył bardzo podejrzane fluktuacje w statystykach niezidentyfikowanych zwłok, których liczba uległa zagadkowemu podwojeniu na odcinku 2001-2009, osiągając poziom 78 tysięcy trupów w końcówce dekady. Jest rzeczą oczywistą, iż sporo z tych ciał należało do ludzi bezdomnych, zmarłych z przyczyn naturalnych (wyziębienie organizmu lub choroby alkoholowe). Nie sposób jednak zignorować tutaj smutnych realiów rosyjskiej biurokracji, która nie radzi sobie z problematycznymi okolicznościami zgonów (zatrucia, uduszenia) – nieadekwatne metody dochodzeniowe oraz chroniczny deficyt odpowiednich instrumentów czy przetestowanych procedur operacyjnych powodują, że w efekcie raptem 15-30 proc. zwłok z widocznymi śladami użycia przemocy poddawanych jest autopsji, zaś specjalistów zakresu kryminalistyki albo stale brakuje, albo rzadko są wzywani na miejsce zbrodni. Z raportów policyjnych wynika także, iż przeciętnie od trzech do pięciu tysięcy zaginionych, wobec których zdecydowano o wszczęciu czynności poszukiwawczych, nie zostaje odnalezionych po zamknięciu roku kalendarzowego. Czysto teoretycznie rozpatrując, gdyby 2/3 osób z tego grona spotkała śmierć na skutek zabójstwa, wtedy zagregowany wskaźnik rosyjskich morderstw podniósłby się o następne ~20 proc.
wykresy za: Alexandra Lysova (2015 i 2018) na bazie wyliczeń Sergeia Inshakova
Na podstawie zaprezentowanych wyżej przesłanek Inshakov et al. wysnuli wniosek, że w realistycznym wariancie nie ma szans, aby średnia zabójstw w Rosji aż tak drastycznie spadła w egzaminowanym przedziale czasowym. Bardziej prawdopodobny wydaje się scenariusz, że współczynnik ustabilizował się w orientacyjnych granicach 28 zabitych na 100k/mieszkańców:
wykres za: Alexandra Lysova (2015) na bazie estymacji Sergeia Inshakova
Ministerialne kalkulacje budzą zastrzeżenia z innego jeszcze powodu, mianowicie definicja umyślnego zabójstwa, znajdująca się w rosyjskim kodeksie karnym, różni się w dwóch kluczowych aspektach od terminologii amerykańskiej czy międzynarodowych dyrektyw, wprowadzając ogromne zamieszanie przy robieniu analiz porównawczych. Przykładowo: kiedy w Rosji w zamachu bombowym zginie kilkanaście osób, poszkodowani z takiej masakry trafiają do bilansów jako jednostkowe morderstwo; analogicznie gdy w ataku gorączki alkoholowej mąż zatłucze żonę i trójkę dzieci, wszystkie jego ofiary kumulują się w unikalne zabójstwo. Kuriozalność rosyjskich reguł liczenia zabitych polega bowiem na sumowaniu poszczególnych incydentów (event-based system), nie zaś na dodawaniu do siebie kolejnych ofiar (victim-based system), co siłą rzeczy musi sztucznie zakrzywiać w dół statystyki.
Praktyce fałszowania wskaźników istotnie sprzyja również wyłączanie z kryteriów opisowych definicji jednej podkategorii napaści, kodowanej jako “celowe i poważne uszkodzenie ciała wiodące do śmierci” (intentional grievous bodily harm leading to death). Znowu garść przykładów (pochodzących z kwerendy oryginalnych akt sądowych): mężczyzna z rozległymi obrażeniami głowy po uderzeniu 36-kilogramową, betonową płytą umiera w szpitalu w ciągu doby od przyjęcia; inny mężczyzna trafia na ostry dyżur po otrzymaniu 175 kopnięć i ciosów drewnianą belką w korpus i też nie daje rady doczekać wschodu słońca. Wszystkie te delikty kwalifikowane są w Rosji do napaści skutkujących zgonem, czytaj: nigdy nie lądują w rubryce z zabójstwami. Poniższy diagram ładnie pokazuje, co się stanie, gdy zgodnie z zaleceniami Biura Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości (standardy ICCS, patrz tu i tu) wypreparujemy je z ich domyślnej kategoryzacji i przeniesiemy do właściwego zbioru – liczba morderstw automatycznie podskoczy i będzie co najmniej 1.6x wyższa w stosunku do konwencjonalnych oszacowań policji:
wykres za: Alexandra Lysova (2018)
Niezależnie od Inshakova i Lysovej do podobnie pesymistycznych konkluzji doszli autorzy pod batutą prof. Evgenya Andreeva, zajmujący się analizą danych biomedycznych z rezerwuaru tzw. “zdarzeń o zamiarze nieokreślonym” (events of undetermined intent, skrót EUI). Chodzi o zgony, co do których w toku oględzin nie udało się dociec okoliczności zajścia. Według ich obrachunków, na przestrzeni lat 2000-2011 rosyjscy lekarze błędnie zaklasyfikowali do grupy EUI przeszło 30 proc. zabójstw. Tylko ten pojedynczy detal w oderwaniu od reszty wywindował uśredniony wskaźnik morderstw w tym kraju z ~11 do ~20 ofiar na 100k/mieszkańców. Koniecznie trzeba podkreślić, że rozziew między wskaźnikami estymowanymi po korekcie i wskaźnikami oficjalnie raportowanymi pogłębiał się w miarę upływu czasu: jeśli w roku 2000 te pierwsze były o 40 proc. większe od rządowych, to w roku 2011 różnica wynosiła już 80 proc. Rewelacje Andreeva et al. wielokrotnie potwierdzano dla rozmaitych widełek wiekowych (patrz streszczenie literatury u Lysovej → link).
Podsumowując: istnieją uzasadnione i racjonalne motywy (oparte na solidnym dowodzeniu, wykraczającym poza spekulacje poszlakowe), aby nie ufać publikowanym przez Moskwę statystykom. Wygląda na to, że Rosjanie dalej się zabijają z rekordową jak na europejskie (i amerykańskie) normy skutecznością. Co więcej, wcale nie potrzebują do tego broni palnej. Dzięki informacjom ze szwajcarskiej organizacji Small Arms Survey, sporządzonym na podstawie ustaleń Instytutu Oceny Wskaźników Zdrowotnych z siedzibą w Seattle (Institute for Health Metrics and Evaluation/IHME), wiemy, że w roku 2016 na terenie Federacji Rosyjskiej z całkowitej puli blisko dwunastu tysięcy zabójstw zastrzelono z broni palnej dowolnego typu zaledwie 806 osób. Oznacza to, iż ponad 90 proc. morderstw popełnianych jest tam za pomocą alternatywnych metod – głównie noży oraz innych ostrych narzędzi (In Russia, knives and other sharp instruments are the most common weapons used in homicides, with firearms being the primary means of assault in fewer than 10% of cases → link).