Popularna koncepcja, tłumacząca przyczyny fluktuacji wskaźników przemocy w Ameryce, zakłada, że jeśli nałoży się mapę przestępczości na mapę skażenia ołowiem (ołowiem w benzynie, nie mylić z ołowianą amunicją do broni palnej), obydwie będą ściśle do siebie przylegać. Ponadto efekt poprawy bezpieczeństwa na obszarach, gdzie zatrucie uległo zmniejszeniu, pojawi się z około dwudziestoletnim poślizgiem – populacja wystawiona na działanie pierwiastka w wieku dziecięcym będzie przejawiać agresywne skłonności dopiero w życiu dorosłym:
Veritasium – The Association between Lead and Crime
Prawda to czy zbieg okoliczności?
Jak przytomnie zauważył kryminolog Barry Latzer (str. 254-255), w realiach amerykańskich hipoteza ta nie trzyma się kupy z jednego trywialnie prostego powodu: przestępczość w USA (ze szczególnym naciskiem na zabijanie) zaczęła faktycznie spadać w roku 1981, lecz na skutek epidemii cracku wystrzeliła ponownie w górę na okres 7-10 lat. Ołów w benzynie, farbie czy wodzie pitnej nie miał z tym procesem nic wspólnego. Tę prawidłowość dostrzegli też inni autorzy, zajmujący się ewaluacją zjawisk demograficznych (patrz cytat z tekstu Santosa et al.).
Druga kwestia: wszystko zależy od jakości statystyk, z których korzysta badacz. Innymi słowy, wybór danych wsadowych determinuje konkluzje. Jeżeli użyje źródeł cechujących się mniejszą dokładnością (w tym przypadku chodzi o federalną bazę UCR, inaczej Standardowy Protokół Przestępstw FBI), na wyjściu otrzyma niezwykle silną pozytywną korelację między wczesną ekspozycją na ołów a późniejszym wzrostem natężenia przemocy. Jeżeli natomiast sięgnie do rezerwuaru bardziej kompletnego z perspektywy długookresowej, tj. przeprowadzanych cyklicznie przez ankieterów Departamentu Sprawiedliwości narodowych sondaży wiktymizacyjnych (National Crime Victimization Survey, dalej NCVS), wówczas postulowany związek ołowiu z przemocą stanie się w skali ogólnokrajowej zaledwie statystycznym artefaktem – błędem, wynikającym z polegania wyłącznie na szacunkach FBI przy dokonywaniu obliczeń.
Ten istotny niuans został po raz pierwszy poddany naukowej kwerendzie w roku 2015 na łamach recenzowanego wydawnictwa “Journal of Quantitative Criminology” w pracy Lauritsen et al. “Kiedy selekcja danych ma znaczenie. Analiza trendów w amerykańskiej przestępczości w latach 1973-2012”. Na szesnastej stronie artykułu znajduje się wykres, demonstrujący brak jakiejkolwiek łączności między poziomem konsumpcji (sprzedaży i zużycia) paliwa ołowiowego (tradycyjna zmienna proxy przy mierzeniu zatrucia ołowiem) a wiktymizacją poważnymi przestępstwami (NCVS), względnie dynamiką morderstw (UCR). Całkowite dopasowanie zachodzi jedynie dla krzywej brutalnych przestępstw (bez zabójstw) z katalogu FBI:
W komentarzu umieszczonym tuż pod grafiką autorki podkreślają, że żaden ze zwolenników przedmiotowej hipotezy nigdy nie podjął się zweryfikowania poprawności statystyk przemocy, na których legła narracja o ołowiu jako czynniku sprawczym przestępstw:
Obiektywna wyższość danych sondażowych NCVS nad indeksami UCR bierze się stąd, że 1. statystyki NCVS nie opierają się na policyjnych raportach tylko na bezpośrednich rozmowach z ofiarami przemocy (odpada więc problem przyjmowania zgłoszeń, w tym także ignorowania meldunków o pokrzywdzeniu przestępstwami, oraz problem różnego kodowania tych samych czynów kryminalnych przez lokalne departamenty policji), 2. współczynniki napaści, gwałtów i rozbojów w statystykach NCVS znacznie wierniej odzwierciedlają trendy w kształtowaniu się wskaźników zabójstw UCR niż analogiczne subkategorie w tabelach FBI, co widać zwłaszcza na przestrzeni lat 1973-1990 (wartości przeskalowane, średnia na 1000 mieszkańców):
W podsumowaniu artykułu jest rekomendacja, by do badań panelowych, analizujących długie (rozciągnięte na kilka dekad wstecz) szeregi czasowe i obejmujących agregatowe wskaźniki przemocy albo przestępstwa inne niż zabójstwa (ewentualnie napady rabunkowe), zaprzęgać najlepiej dane gromadzone przez NCVS, gdyż ich wiarygodność została niezależnie potwierdzona:
Kończąc, warto wspomnieć, że niedawno ukazał się metaprzegląd literatury w temacie ołowiu i przestępczości. Twórcy manuskryptu sugerują, iż wpływ tego pierwiastka chemicznego na zachowania kryminalne może być przeceniany. W najbardziej optymistycznym wariancie scenariusza, tj. po uwzględnieniu w puli wszystkich tekstów, inicjatywy na rzecz zapobiegania zatruciu ołowiem dopowiadają za góra ~1/3 redukcji zabójstw w USA. Niby dużo, ale gdy weźmie się pod uwagę tylko najlepsze jakościowo eksperymenty (czyli te, które poruszają problem sprzężenia zwrotnego albo endogeniczności zmiennych) oraz zrobi korektę o tendencyjność publikacyjną, deeskalacja zabijania staje się znacznie mniej widoczna i oscyluje w granicach 7 proc. (cytat). Tak czy inaczej, w mojej opinii, teoria z ołowiem jako praprzyczyną spadku przestępczości w Ameryce jest na tę chwilę mało wiarygodna.