Przejdź do treści

Masakra w Dunblane i raport Cullena

    We wstępie do eseju z dziejów brytyjskiej historii od średniowiecza po współczesność autorzy, Olson i Kopel, zapytali retorycznie:

    Czy jest możliwe, aby jakiś naród w przeciągu zaledwie paru dekad przebył drogę od niczym nieskrępowanej wolności do jej niemal całkowitej destrukcji? [Is it possible for a nation to go from wide-open freedom for a civil liberty, to near-total destruction of that liberty, in just a few decades?]

    Przykład Wielkiej Brytanii niezbicie dowodzi, że taki scenariusz jest jak najbardziej realny i że obawy dotyczące metodycznego zaostrzania przepisów pod pretekstem wprowadzania coraz to nowych common-sense gun safety laws nie są wcale wymysłem paranoików, grzebiących w “teoriach spiskowych”.

    13 marca 1996 roku próg podstawówki w małym szkockim miasteczku Dunblane przekroczył 43-letni Thomas Hamilton, były zastępowy skautów, podejrzewany o pedofilskie skłonności. Obładowany zapasem amunicji w liczbie ponad siedmiuset sztuk i uzbrojony w cztery legalnie zakupione egzemplarze broni krótkiej (dwa belgijskie Browningi – po jednym na każdą rękę – plus w rezerwie rewolwery Smith & Wesson w kaliberze 0.357 Magnum), od razu udał się w kierunku drzwi wiodących do sali gimnastycznej, gdzie 28-osobowa grupa pierwszoklasistów przygotowywała się do zajęć z wychowania fizycznego.

    Jak ustalono w toku śledztwa, rzeź trwała maksymalnie cztery minuty. Trzydzieści dwie osoby odniosły fizyczne obrażenia na skutek kontaktu z miotanymi przez Hamiltona kulami, z czego dla siedemnastu był to kontakt śmiertelny. Zginęła jedna nauczycielka, Gwen Mayor, oraz szesnaścioro dzieci w wieku od pięciu do sześciu lat. Zamachowiec popełnił samobójstwo. Lekarz medycyny sądowej, Anthony Busuttil, który badał martwe ofiary, odnotował, że każda miała od jednej do siedmiu ran postrzałowych na ciele, co implikuje, że przechadzając się po sali, Hamilton nie wahał się dobijać rannych uczniów, gdy napotkał ich na swojej drodze. Koroner przeprowadził również sekcję zwłok mordercy w poszukiwaniu jakichkolwiek śladów, które pozwoliłyby wyjaśnić irracjonalne zachowanie mężczyzny. Wykonał testy na obecność narkotyków i alkoholu, szukał guza mózgu, infekcji wirusowej, symptomów zatrucia ołowiem, lecz niczego nie znalazł. Doszedł do wniosku, że nie istniał żaden materialny czynnik, który pchnął Hamiltona do zbrodni, w grę wchodzić więc mogły tylko czynniki psychiczne. 

    W roku 1991 detektyw sierżant Paul Hughes, szef szkockiej centralnej jednostki policyjnej ds. ochrony dzieci, sporządził raport, w którym zasugerował konieczność odebrania Hamiltonowi licencji na broń palną ze względu na jego “niestabilną osobowość”:

    Stanowczo obstaję przy stwierdzeniu, że Hamilton jest osobnikiem o podejrzanej reputacji i niezrównoważonym charakterze, i jeżeli umożliwi mu się dostęp do broni, będzie stanowił permanentne zagrożenie dla dzieci. W moim przekonaniu nie jest on osobą kwalifikującą się do posiadania broni. (…) Proszę o poważne rozważenie opcji prewencyjnego cofnięcia mu uprawnień. W mojej opinii, to wyrachowany, przebiegły i zakłamany intrygant, któremu nie można ufać.

    [I’m firmly of the opinion Hamilton is an unsavoury character and unstable personality. I would contend that Mr Hamilton will be a risk to children whenever he has access to them and that he appears to me to be an unsuitable person to possess a firearms certificate. (…) I respectfully request that serious consideration is given to withdrawing this man’s firearm certificate as a precautionary measure as it is my opinion that he is a scheming, devious and deceitful individual who is not to be trusted.]

    W tamtym czasie diagnozy stawiane przez sierżanta nie znalazły posłuchu w gronie jego przełożonych. Przypomniano sobie o nich dopiero pięć lat później, ale wtedy brzmiały już jak spełnione memento.  

    Zaraz po incydencie w Dunblane następca Thatcher na stołku premiera – John Major z Partii Konserwatywnej – zlecił w trybie pilnym wszczęcie zakrojonego na szeroką skalę publicznego dochodzenia. Dowody zebrane przez Paula Hughesa zostały przedłożone komisji śledczej (o przebiegu prac tej komisji oraz wnioskach końcowych ze śledztwa będzie w dalszej części tego wpisu), lecz bardzo szybko zapadła decyzja o zapieczętowaniu dokumentów i obłożeniu ich klauzulą tajności na okres stu lat. Jako oficjalny powód utajnienia podano troskę o dobro dzieci, których nazwiska miały się znaleźć w papierach skompletowanych przez szkockiego detektywa. Wyjaśnienie to nie spotkało się jednak z ciepłym przyjęciem ze strony brytyjskich środowisk strzeleckich, uruchamiając lawinę teorii spiskowych usiłujących tłumaczyć tę nagłą i konspiracyjną zapobiegliwość. Pojawiły się zarzuty o mataczenie i tuszowanie sprawy przez rządowych oficjeli, mających w ten sposób ochraniać autorytet władz policyjnych oraz kryć tożsamość wysoko postawionych urzędników powiązanych z mordercą.

    Brak wyrozumiałości co do przyczyn utajnienia dokumentów okazywany szczególnie przez olbrzymią rzeszę ludzi zaangażowanych w uprawianie strzelectwa sportowego nie powinien nikogo dziwić. Ta wymykająca się jakiejkolwiek racjonalizacji bezprecedensowo krwawa jatka wywołała medialną reakcję z pogranicza histerii. Było rzeczą z góry przesądzoną, że poza bezpośrednim sprawcą masakry trzeba będzie wskazać współwinnych tej zbrodni. Ponieważ zgodnie z tradycją praktykowaną w krajach demokratycznych władza zawsze sięga w takich wypadkach po sprawdzone metody z krajów totalitarnych – odpowiedzialność zbiorową – na szali ważył się nie tylko los tysięcy legalnych posiadaczy samopowtarzalnych pistoletów, nad którymi unosiło się ponure widmo rządowej konfiskaty mienia, ale także kwestia kryminalizacji posiadania jakiejkolwiek broni z wyjątkiem ładowanych odprzodowo eksponatów muzealnych.

    Ostatecznie część materiału dowodowego zgromadzonego przez Hughesa upubliczniono w październiku 2005 roku – kiedy od dawna było, mówiąc kolokwialnie, pozamiatane w temacie. Naczelny urzędnik prawny rządu szkockiego i Korony Szkocji, Lord Adwokat Colin Boyd, po przeanalizowaniu archiwów zlecił publikację ocenzurowanej wersji raportu [1] i umieszczenie jej w bazie Krajowego Rejestru Szkocji (National Records of Scotland). Osoby, które miały okazję przejrzeć ujawnioną dokumentację (ponad sto teczek), potwierdziły, że choć zarzuty w stosunku do policji i prokuratury, krytykujące opieszałość i ignorancję etatowych pracowników tych instytucji, utrzymane są w mocy, to nie ma w papierach żadnych sensacyjnych tropów, demaskujących nikczemne intencje decydentów bądź sugerujących istnienie spisku uknutego na najwyższych szczeblach władzy.

    Podsumujmy zatem kluczowe punkty tej ponurej historii:

    • Na długo przed dokonaniem zamachu krążyły podejrzenia, iż Hamilton może stanowić potencjalne zagrożenie, a mimo to policja nie kiwnęła palcem, by zapobiec tragedii;
    • Przed zakupem broni palnej Hamilton (podobnie jak siedem lat wcześniej Michael Ryan) spełnił wszystkie formalne wymogi narzucane cywilom przez The Firearms Act of 1968 (dodatkowo zaostrzony po wydarzeniach z Hungerford), co dobitnie pokazuje, że nawet wszechstronny system weryfikacji nabywców broni palnej nie jest w stanie wychwycić psychopatów dopuszczających się masowych mordów. 
    • Zarówno Firearms Act of 1968, jak i jego późniejsza radykalna nowelizacja z roku 1988 nie nakładały na osobę aplikującą o zezwolenie obowiązku dostarczenia świadectwa o stanie zdrowia psychicznego; organy wydające licencje także nie były upoważnione do oceny kondycji psychicznej petenta. Brytyjskie hoplofoby szybko podchwyciły ten wątek, domagając się uszczelnienia systemu, przy okazji bagatelizując fakt, że Hamilton zaczął fascynować się bronią palną w wieku lat kilkunastu, kiedy był zupełnie zdrowy na umyśle (w szkole nie sprawiał problemów), pierwsze egzemplarze zakupił natomiast w połowie lat 70. i potem tylko powiększał kolekcję. Żadna biurokratyczna bariera ani tym bardziej prowizoryczne testy psychologiczne nie powstrzymałyby go przed nabyciem broni. Już zresztą samo twierdzenie, że wizyta u psychiatry może pomóc w identyfikacji masowych morderców nie wytrzymuje zderzenia z rzeczywistością [2].  

    Nie takie były jednak konkluzje raportu Cullena wieńczącego obrady komisji śledczej zwołanej w celu zbadania okoliczności zamachu w Dunblane [3].

    Trzeba tutaj uczciwie przyznać, że początkowo konserwatyści wykazywali się niebywałą jak na polityków, daleko idącą ostrożnością w ferowaniu wyroków. Ówczesny sekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, baron David John Maclean (człowiek odpowiedzialny w resorcie za regulacje dotyczące broni), nazajutrz po masakrze studził emocje i apelował do członków Izby Gmin o zachowanie rozwagi (patrz zapis obrad parlamentu z 14 marca 1996 roku, kolumna 1097): 

    Powinniśmy najpierw zaczekać na ujawnienie wszystkich istotnych faktów, zanim któryś z szacownych członków Parlamentu wysunie przedwczesne wnioski odnośnie ewentualnych przyszłych rozwiązań. (…) Nie potrafię wskazać na nic, co mogłoby zapobiec wczorajszej tragedii. My wszyscy, jako politycy i ustawodawcy, powinniśmy wykrzesać z siebie na tyle pokory, aby przyjąć do wiadomości fakt, że niektóre rzeczy są poza naszą kontrolą i że nie każdy problem możemy rozwiązać. (…) W aktualnych komentarzach kładzie się nacisk na samą broń palną i jej dostępność. Być może jednak powinniśmy się głębiej zadumać nad tym, co popycha ludzi do popełniania takich czynów.

    [We should first wait to find out the full facts before any Honourable Member jumps to conclusions about what solutions may be in the future. (…) I have not seen anything which could have prevented yesterday’s tragedy. All of us, as legislators and politicians, should be humble enough to accept that some things may be beyond our ability to solve and control. (…) Comment overnight has tended to focus on weapons and their availability and use, but perhaps we should also look at the beginning of the cycle and ask what makes someone want to commit such an act in the first place.]

    Jak się rzekło, gabinet Johna Majora, zdając sobie być może sprawę z ogromnej trudności w udzieleniu sensownego wyjaśnienia tej zbrodni, powołał komisję śledczą, zaś na głównego rozjemcę wyznaczył najwyższego w hierarchii szkockiego sędziego, lorda Williama Douglasa Cullena, barona Whitekirk. Pogrobowcy torysów mieli zapewne nadzieję, że wyważony raport pozwoli na skuteczne uporanie się z problemem, a z upływem czasu maleć będzie społeczna histeria. Zadania stojące przed lordem Cullenem były następujące:

    Zbadać okoliczności towarzyszące i prowadzące do wydarzeń w szkole podstawowej w Dunblane w dniu 13 marca 1996 roku, których skutkiem była śmierć 18 osób; rozważyć wynikające z tych wydarzeń wnioski, zaproponować odpowiednie tymczasowe i docelowe rozwiązania; możliwie najszybciej podać swoje ustalenia.

    [To inquire into the circumstances leading up to and surrounding the events at Dunblane Primary School on Wednesday 13 March 1996, which resulted in the deaths of 18 people; to consider the issues arising therefrom; to make such interim and final recommendations as may seem appropriate; and to report as soon as practicable.]

    Lord Cullen został upoważniony do przeprowadzenia śledztwa 21 marca, z kolei posiedzenia gremium, któremu przewodniczył, trwały nieprzerwanie od 29 maja do 10 lipca 1996 roku. Równolegle Komisja Parlamentarna Spraw Wewnętrznych (The Parliamentary Home Affairs Committee) zainicjowała własne niezależne dochodzenie [4]. Uaktywniła się również będąca w opozycji Partia Pracy, przyjmując zupełnie odmienną linię postępowania niż konserwatyści i domagając się uchwalenia bezwarunkowego zakazu posiadania broni palnej dowolnego typu i kalibru. W tym celu wydali 10-stronicowe oświadczenie skierowane bezpośrednio do lorda Cullena, w którego końcowym fragmencie zastrzegli, że zawiera ono co najwyżej wstępne spostrzeżenia i że przed ogłoszeniem ostatecznej opinii partyjna centrala weźmie pod uwagę dowody i wnioski przedstawione przez komisję śledczą [5]. Oczywiście był to zwrot wyłącznie czysto grzecznościowy. Od początku było wiadomo, że liderzy Partii Pracy nie sprzeniewierzą się wyznawanej przez siebie ideologii i domagać się będą rozbrojenia ludności cywilnej. 

    Raport Cullena był zredagowany i gotowy do publikacji pod koniec sierpnia 1996 roku, ale ponieważ nieuchronnie zbliżały się wybory posłów do Izby Gmin, zdecydowano się przesunąć termin ogłoszenia werdyktu do czasu zakończenia kongresów partyjnych. Pomimo iż wszyscy spodziewali się uchwalenia nowych regulacji, to nic jeszcze nie zapowiadało radykalnej wolty i definitywnego bana na broń. W monografii kryminologa Petera Squiresa “Gun Culture or Gun Control?” znajduje się podrozdział zahaczający o jatkę w Dunblane, w którym autor przybliża kontekst propagandowy, w jakim dopełniła się zmiana stanowiska rządu.

    Dwa słowa: Ann Pearston [6]. 

    Ta populistyczna krzykaczka, pozująca na trybuna ludowego, sprawnie wyćwiczona w sztuce przemawiania do pogrążonych w żałobie ojców i matek [7], inicjatorka Kampanii Przebiśnieg, czyli ruchu zrzeszającego przyjaciół i krewnych ofiar masakry (The Snowdrop Campaign – bo marzec to tradycyjnie miesiąc, kiedy rozkwitają w Szkocji przebiśniegi), szybko znalazła się na radarze laburzystowskiej lewicy, która nie kryła podziwu dla skuteczności kobiety. Ponad siedemset tysięcy uciułanych podpisów pod petycją rozbrojeniową w epoce przedinternetowej robiło wrażenie.

    Jeszcze zanim upubliczniono finalny raport Pearston pokazała się na kongresie Partii Pracy (zaproszenie wystosował sam Tony Blair), nawołując do bezkompromisowego rozprawienia się z resztkami tego, co można było nazwać kulturą broni w Wielkiej Brytanii. Decyzja inna niż absolutny zakaz prywatnego posiadania pistoletów wszelkiego kalibru miała oznaczać, jej zdaniem, polityczną akceptację dla przestępstw popełnianych z użyciem tejże broni oraz akt zbezczeszczenia grobów zamordowanych dzieci. Będący efektownym połączeniem zimnego wyrachowania i rozbuchanych emocji monolog Pearston o pierwszoklasistach, zabijanych przez uzbrojonego szaleńca, wstrząsnął słuchaczami. Gdy aktywistka z medyczną precyzją wyliczała szczegóły zbrodni, zebrani na konwencie delegaci ronili łzy do kamer. Frank Furedi, brytyjski socjolog, skwitował ów happening krótko: był to spektakl zdominowany przez skrajne emocje. Masy zostały naładowane strachem, który miał niebawem powrócić jako wola ogółu. Już tylko jakieś cudowne zbiorowe otrzeźwienie mogłoby odwrócić fatalny bieg wypadków.
    .

    dunblane_parents
    Po lewej Mick North – w Dunblane stracił córkę.

    Wyniki prac zespołu śledczych pod kierownictwem lorda Cullena zostały oficjalnie doręczone sekretarzowi stanu Szkocji, Michaelowi Forsythowi, 14 października. Bojąc się utraty cennych głosów w okręgu wyborczym, który obejmował obszar Dunblane, następnego dnia Forsyth dał do zrozumienia na zamkniętej konferencji w gmachu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, że zrezygnuje ze stanowiska, jeśli broń krótka nie zostanie objęta całkowitym zakazem.

    16 października o godzinie 15:30 kopie raportu rozdysponowano w parlamencie pomiędzy deputowanych, nie zatroszczono się jednak o stworzenie warunków do merytorycznej debaty nad jego zawartością. Anulowano procedury konsultacyjne, w efekcie czego nie powstały ani zielona księga, sumująca aktualny stan wiedzy o roztrząsanym zagadnieniu, ani biała księga, zawierająca ewaluację proponowanych zmian. W konsekwencji dokładnie o 16:06, pomimo rozpaczliwej próby wniesienia sprzeciwu przez delegata z frakcji konserwatywnej, Toby’ego Jessela, majaczące na parlamentarnym horyzoncie od parunastu dni widmo konfiskaty stało się faktem dokonanym. Za kadencji torysów minister spraw wewnętrznych, Michael Howard, ogłosił, że w ramach świeżo uchwalonej poprawki The Firearms Act 1997 zakazem zostaną obłożone wszystkie egzemplarze broni krótkiej o kalibrze większym niż 0.22 cala, natomiast korzystanie z jednostek nieobjętych prohibicją będzie ściśle unormowane i dozwolone jedynie w granicach klubów strzeleckich, które uzyskały licencję Sekretarza Stanu i zobowiązały się do prowadzenia szczegółowego rejestru przechowywanej broni. 

    Dla Pearston i zmontowanego przez nią ruchu taki finał był średnio satysfakcjonujący. Nowy, drakoński reżim oraz egzekutywę jego przepisów napiętnowano w mediach jako kompromis nieodwołalnie zwiastujący tragedię:

    Od samego początku twierdziliśmy, że jest to kwestia, co do której nie powinno być żadnych ustępstw, tymczasem to, co mamy teraz przed sobą, jest dokładnie tym – kompromisem, który poskutkuje śmiercią kolejnych niewinnych ludzi. Jakakolwiek decyzja, sankcjonująca dalsze legalne posiadanie broni, będzie sygnałem, że obecny gabinet gotów jest tolerować przestępstwa z jej użyciem.

    [We have argued all along that this is an issue on which there must be no compromise. What we have before us is exactly that – a compromise that will result in the deaths of more innocent people. Any decision to continue to permit lawful posession of firearms implies a willingness by this government to tolerate gun crime.]

    Przedwyborcze sondaże wskazywały bezsprzecznie, że triumf lewicy jest przesądzony, zatem medialna nagonka oparta na zastraszaniu i sianiu paniki nie trwała długo.

    Po zwycięskim głosowaniu Partia Pracy doszlifowała nowelizację ustawy, czego owocem była poprawka Firearms (No. 2) Act 1997, uchylająca poprzednie zapisy, dopuszczające używanie małokalibrowych pistoletów w kontrolowanych okolicznościach na strzelnicy pod nadzorem instruktora. Konserwatywna mniejszość zdobyła się tylko na symboliczny i mocno obłudny w świetle ich niedawnego postępowania sprzeciw, który jednak, wobec słabej pozycji torysów w parlamencie, nie miał żadnego realnego znaczenia.

    Tak oto Wielka Brytania gładko dołączyła do ekskluzywnego grona krajów najostrzej na kuli ziemskiej regulujących cywilny rynek broni. Ustęp piąty zatwierdzonej w 1968 roku brytyjskiej The Firearms Act, definiujący katalog jednostek niedozwolonych, składał się z 305 wyrazów, by niecałe trzydzieści lat później osiągnąć rozmiary leksykonu liczącego 2545 słów. Operując skrótem myślowym, mógłbym śmiało powiedzieć, że do tego stanu doprowadziły odpowiednio nagłośnione, histeryczne halucynacje kilku osób, prowokując nawroty kolektywnej psychozy.

    W anglosaskim świecie prawniczym zwykło się powtarzać, że hard cases make bad law. Ta maksyma wyraża mądrość, którą można przełożyć następująco: nie powinno się konstruować ogólnych reguł prawa na podstawie bardzo rzadkich i drastycznych przypadków. Niestety, po wydarzeniach z Dunblane nikt specjalnie nie chciał o tym pryncypium pamiętać. Brytyjscy politycy, poszukując środków dla rotowania swego systemu i swojej władzy, jasno pokazali, że ich deklarowana troska o “bezpieczeństwo publiczne” funkcjonuje jako rytualna celebracja, inscenizowana po to, aby zamaskować i wybielić głęboko skrywane, totalitarne tendencje.

    ____________________

    [1] Pominięto akta zawierające dane odnośnie ofiar, w tym ich profile osobiste, kartoteki medyczne, fotografie oraz dokumentacje z autopsji. Usunięto też wszelkie imiona, nazwiska oraz inne informacje, które mogłyby przyczynić się do identyfikacji osób uwikłanych w wydarzenia.

    [2] Polecam wpis Strzelaniny w USA: fiasko badań psychiatrycznych.

    [3Colin Greenwood (25 lat pracy w policji zwieńczone tytułem komisarza, ekspert w dziedzinie balistyki i obsługi broni palnej, cywilny konsultant kryminalny, hobbystycznie strzelec sportowy i redaktor magazynu “Guns Review”) w obszernym piśmie służbowym (2000) zaadresowanym do członków Komisji Specjalnej Spraw Wewnętrznych Izby Gmin określił raport Cullena mianem “dokumentu najeżonego błędami” (część I – “The History of Firearms Controls in Great Britain”, paragraf 110: The evidence shows that it is a deeply flawed document). Suchej nitki nie pozostawił również na opracowaniach sporządzonych przez analityków z Dyrekcji ds. Badań, Rozwoju i Statystyki (Research Development & Statistics Directorate), które posłużyły za merytoryczną podbudowę dla sędziowskiego werdyktu, nazywając je przygotowanymi w najlepszym razie nieprofesjonalnie, w najgorszym zaś – stronniczo i tendencyjnie (część II – “The Link Between Guns and Crime”, paragraf 60: The Home Office RDSD’s submission to Lord Cullen can be seen to be at best unprofessional and at worst biased in the extreme).

    [4] Komisja Parlamentarna Spraw Wewnętrznych pozyskała pokaźną liczbę pisemnych dowodów; niektóre były zbieżne ze źródłami udostępnionymi Cullenowi, inne poważnie od nich odbiegały. Na wysłuchanie zeznań ustnych przeznaczono jeden dzień; odbyły się one 8 maja i zostały udzielone w imieniu Zrzeszenia Komendantów Policji (Association of Chief Police Officers) oraz Zrzeszenia Komisarzy Policji (Police Superintendents’ Association). Jak podkreśla z irytacją Greenwood (część I, paragraf 94), różnice między oświadczeniami złożonymi przez wysoko postawionych funkcjonariuszy organów ścigania a materiałami przesłanymi przez nich do wglądu lorda Cullena były kolosalne. Krótko mówiąc, treść zeznań przed Komisją Spraw Wewnętrznych sprowadzała się do konkluzji, że planowany zakaz posiadania broni nie będzie rozwiązaniem ani koniecznym, ani tym bardziej korzystnym z punktu widzenia porządku publicznego, tymczasem w materiałach przedłożonych szkockiemu sędziemu lobbowano za wprowadzeniem zakazu. Jest rzeczą znamienną, że na poparcie obydwu stanowisk nie przedstawiono niczego, co usprawiedliwiałoby wyciągnięte wnioski. Ustne wyjaśnienia złożyli również sekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, David John Maclean, oraz reprezentanci Brytyjskiego Związku Strzelectwa Sportowego. Podczas żadnego z tych przesłuchań nie padło stwierdzenie, że należałoby całkowicie lub częściowo zakazać posiadania samopowtarzalnych pistoletów (część I, paragraf 95). 

    Propozycje kryminalizacji różnych rodzajów broni palnej znajdowały się w dokumentach pisemnych. Przykładowo, Brytyjskie Zrzeszenie Pracowników Socjalnych zaapelowało, by objąć zakazem posiadanie wszelkich modeli broni krótkiej i długiej, z kolei dostęp do strzelb powinien być ograniczony wyłącznie do osób, którym są one potrzebne w pracy, np. jako narzędzia służące do tępienia szkodników tudzież uboju zwierząt. Argumentowano w ten sposób, że “coraz więcej osób ma kontakt z bronią” i że należy przedsięwziąć stanowcze działania “przeciwko tym, którzy wykorzystują ją do celów przestępczych”. Oczywiście twierdzenia te nie zostały wzmocnione żadnymi dowodami empirycznymi, co więcej, przeoczono fakt znacznej redukcji legalnie posiadanej broni przy jednoczesnym wzroście liczby egzemplarzy nielegalnych w rękach kryminalistów. Popis niekompetencji dało także Królewskie Towarzystwo Psychiatryczne (The Royal College of Psychiatrists), wyróżniając się nieprawidłowym zreferowaniem praktycznie wszystkich statystyk zgromadzonych na potrzeby śledztwa (część I, paragraf 96).

    Istotną, choć bardzo skrótową pozycją w raporcie Komitetu Spraw Wewnętrznych okazało się być jednostronicowe oświadczenie Związku Zawodowego Pracowników Policji. Organizacja ta, bez zaprezentowania skrawka dowodu i powołania się na jakiekolwiek badania, wyraziła opinię, że w zastanej sytuacji jedynym słusznym wyjściem będzie całkowity zakaz dysponowania bronią krótką (część I, paragraf 97), co było jaskrawym zaprzeczeniem stanowiska wyrażonego przez wyższych rangą pracowników policji.

    Komisja Parlamentarna Spraw Wewnętrznych ogłosiła swoje ustalenia 24 lipca. Zdania były wyraźnie podzielone według przynależności partyjnej. Spośród jedenastu członków Komitetu konserwatywna większość (tj. sześć osób) przyjęła finalny raport orzekający, iż uchwalenie zakazu posiadania broni krótkiej byłoby krokiem bezzasadnym, natomiast członkowie Partii Pracy poparli raport mniejszości Chrisa Mullina, który wysunął następujące propozycje: 1) absolutny zakaz prywatnego posiadania broni palnej z wyjątkiem sportowców (przy czym pistolety musiałyby być każdorazowo rozbierane na części i przechowywane w wydzielonych miejscach na strzelnicy) i określonych grup zawodowych; 2) pozwolenia na strzelby nie powinny być dłużej wydawane mieszkańcom obszarów miejskich; 3) wiatrówki powinno się objąć takim samym reżimem licencyjnym jak broń strzelającą ostrą amunicją.

    [5] Ludzie odpowiedzialni za przygotowania oświadczenia dla Partii Pracy nie zwrócili się w trakcie jego pisania o pomoc do kryminologów ani nie skonsultowali jego zawartości z kręgiem osób zainteresowanych myślistwem i uprawianiem strzelectwa wyczynowego (część I, paragraf 87). Dokument ten ujawnia rażącą niewiedzę autorów odnośnie dyscyplin strzeleckich, szczególnie tych z udziałem broni pistoletowej. Strzelaniem sportowym zajmuje się bezpośrednio przeszło milion hobbystów, zaś konkurencje terenowe czy długodystansowe generują przychody w wysokości 600 milionów funtów rocznie, a jeśli uwzględni się w rachunku pozostałe zawody strzeleckie, to kwota ta spokojnie przekracza miliard funtów. Dzięki strzelectwu stały zarobek ma czternaście tysięcy ludzi, a pośrednio prawdopodobnie dwa razy tyle. W samej tylko Szkocji strzelectwo jest źródłem zarobku dla dwunastu tysięcy osób zatrudnionych na pełen etat w regionach, gdzie perspektywy znalezienia posady w innych sektorach gospodarki są niewielkie lub żadne. W zagranicznej wymianie handlowej Szkocja osiąga dzięki strzelectwu roczny przychód w wysokości 78 milionów funtów. W latach 80. samo tylko strzelanie z pistoletu warte było dla gospodarki około 60 milionów funtów, łącznie z aktywami trwałymi (część I, paragraf 88).

    Wniosek złożony przez liderów Partii Pracy obnażył również ich kompromitujące dyletanctwo w zakresie wiedzy na temat obowiązujących w 1996 roku regulacji prawnych. Twórcy raportu wykazali się głębokim brakiem zrozumienia zarówno istniejących mechanizmów zabezpieczających, jak i przeszkód formalnych stawianych przed osobami ubiegającymi się o pozwolenie na broń palną. Przeciętny człowiek, wertując zmontowane przez nich oświadczenie, mógłby sobie pomyśleć, że oto w Wielkiej Brytanii u schyłku stulecia kupienie broni było co najmniej tak proste i przyjemne jak na amerykańskiej prowincji. Co się zaś tyczy statystyk dotyczących zabójstw, labourzyści poruszyli niezwykle złożone zagadnienie międzynarodowej komparatystyki kryminalnej i nie zadali sobie trudu sprawdzenia, czy opublikowane dane są w ogóle porównywalne. Ponadto zaakcentowali wzrost liczby przestępstw z użyciem broni, posługując się niepoprawnie wykonaną analizą – zjawiska stopniowego kurczenia się liczby zezwoleń na broń nie raczyli skonfrontować z dynamiką zmian wskaźników przestępczości (część I, paragrafy 89, 90). Te i inne błędy nie przeszkodziły jednak laburzystowskim politykom w przedstawianiu kategorycznych żądań. 

    Na podstawie bardzo słabych i nierzetelnych dowodów Partia Pracy zaproponowała długą listę reform przepisów prawnych odnoszących się do broni palnej i mających rozległe implikacje dla wolności obywatelskich. Wysunięto propozycję, aby komendanci policji dysponowali pełną swobodą na odcinku odrzucania wniosków o pozwolenie na broń i nie byli przy tym zobowiązani do podawania powodów swojej decyzji. Co prawda, w niektórych wypadkach dopuszczono możliwość ponownego rozpatrzenia werdyktu na drodze apelacji sądowej, aczkolwiek wnioskodawca i tak nie miał być informowany o uzasadnieniu odmowy. Innym kuriozalnym pomysłem laburzystów był postulat upublicznienia danych osób, które zostały pomyślnie zweryfikowane. Jak nie omieszkał ironicznie skomentować tego Greenwood (część I, paragraf 91), byłby to doskonały sposób na poinformowanie przestępców, gdzie mogą w razie potrzeby znaleźć broń.

    [6] Wszelkie podobieństwa do Shannon Watts nie są przypadkowe. Obie kobiety zaistniały w obiegu medialnym po incydencie skutkującym śmiercią kilkunastu białych dzieci, obie założyły organizacje programowo przeciwne broni palnej w rękach cywilów, niemal od razu zyskując poklask i sympatie najbardziej opiniotwórczych mediów w swoich krajach, i wreszcie, obie zostały po pewnym czasie przygarnięte pod opiekuńcze skrzydła “większych graczy” – Pearston przez maszynerię partyjną laburzystów, Watts przez oligarchę Bloomberga.

    [7] “Znani z bycia ofiarami” – określenie ukute przez Micka Hume’a w artykule “Rise of the celebrity victim” na opisanie ludzi wynoszonych przez dziennikarzy do rangi autorytetów moralnych i ekspertów wszech dziedzin z powodu doznanych krzywd osobistych. Indywidualne cierpienia z miejsca kwalifikują takie osoby do wypowiadania się w imieniu mas, co jest samo w sobie niebezpiecznym kuriozum naszych czasów. Autor przestrzega także przed nadużywaniem liczby mnogiej w publicznych wystąpieniach.