Przejdź do treści

Czy widmo białej supremacji krąży nad Ameryką?

    (Popyt na rasizm w USA znacznie przewyższa podaż: Murzynka oskarżona
    o podszywanie się pod członka Ku Klux Klanu i wysyłanie listów do czarnoskórych
    sąsiadów, grożących podpaleniem ich domów i zabiciem dzieci.
    )

    (Tradycyjna zagrywka w repertuarze amerykańskich korporacji, czyli łączenie
    poparcia dla broni z byciem rasistą: Broń palna to najbardziej zabójcze narzędzie
    w rękach białych supremacjonistów.
    Musimy rozbroić nienawiść.
    )

    Konglomeraty medialne w Stanach Zjednoczonych od dobrych kilku lat obsesyjnie nakręcają paranoję na punkcie tzw. białej supremacji, czyli mitycznego potwora, nieistniejącego w żadnej zorganizowanej tudzież systemowej formie i pozbawionego jakiegokolwiek realnego wpływu politycznego na procesy decyzyjne w tym kraju. Celem owej hucpy jest w pierwszej kolejności demonizowanie ludzi konkretnej rasy, w dalszej perspektywie zaś zohydzenie tradycyjnie anglosaskiej kultury na drodze przypisywania jej zwolennikom (spadkobiercom) cech, których ci nie posiadają w stopniu imputowanym w mainstreamowej propagandzie.

    Spośród wszystkich wspólnot etnicznych zasiedlających Amerykę to właśnie biali potomkowie europejskich osadników są najsłabiej przywiązani do koloru własnej skóry. Na pytanie o to, czy postrzegają swoją rasę w kategoriach newralgicznego czynnika, kształtującego indywidualną tożsamość, 85 proc. respondentów w tej grupie odpowiada, że nie. Dla porównania ~75 proc. Murzynów i prawie 60 proc. Latynosów udziela odpowiedzi twierdzącej. Jest to raptem jeden dowód empiryczny w całym morzu innych podobnych przykładów, które świadczą niezbicie, iż na przekór uprawianej pedagogice wstydu białoskórzy Amerykanie należą statystycznie do grona najmniej uprzedzonych i nietolerancyjnych mieszkańców kontynentu.


    Diagram na bazie danych z raportu “Race in America 2019”

    Warto odnotować, że standardowy papierek lakmusowy “białego rasizmu”, czyli deklarowany w sondażach sprzeciw wobec międzyrasowych małżeństw, skurczył się do rekordowo niskiego poziomu 12 proc. w roku 2018:


    Wykres za publikacją “The Social Construction of Racism in the United States”

    Deficyt powszechnie rozpoznawalnych i dających się namacalnie zidentyfikować rasistowskich atrybutów po stronie białych zaczął być w pewnym momencie dla mediów problemem, dlatego rozhulano sztucznie kryzys pod tytułem white supremacy. W rezultacie częstość używania tej frazy na łamach dwóch czołowych nowojorsko-waszyngtońskich dzienników eksplodowała w minionej dekadzie o odpowiednio 4196 i 5931 proc. Co istotne, prawdziwa eskalacja nastąpiła po roku 2015, gdy Donald Trump ogłosił, że zamierza kandydować w wyborach prezydenckich z ramienia Partii Republikańskiej i ujawnił pomysł budowy ufortyfikowanej bariery na granicy z Meksykiem. Analogiczny fenomen można było także zaobserwować w szerszym ujęciu, tzn. w przypadku blisko pięćdziesięciu najpopularniejszych wydawnictw w USA, gdzie skumulowany wskaźnik użycia wiadomego wyrażenia osiągnął absurdalne 2862 proc. przyrostu:


    Oryginalna grafika pochodzi z artykułu Rozado et al.

    Mamy tu ewidentnie do czynienia z patologicznym wręcz poziomem “zaraźliwości społecznej”, obejmującej zarówno sieć dziennikarzy-aktywistów, jak i odbiorców ich chorobliwych fantazji. Osoby te zarażają się nawzajem histerią. Absolutnie nic, co wydarzyło się w amerykańskiej przestrzeni publicznej w ciągu ostatniego dziesięciolecia, nie uzasadnia potrzeby stosowania zbitki słownej biała supremacja w tak aberracyjnym nasileniu. Oszacowane na załączonych wykresach zjawisko ukazuje wprost potęgę medialnej kreacji; przy okazji jest też manifestacją wydestylowanego szaleństwa – dowodem na ideologiczną radykalizację i totalne oderwanie pokojów redakcyjnych od współczesnej rzeczywistości. 

    —————————————————

    Tematy powiązane: jak dziennikarze prowokują masowe strzelaniny link oraz jak rządowi analitycy i organizacje fact-checkingowe zamiatają pod dywan statystyki lewicowego terroru → link