Przejdź do treści

Epidemia fałszywych twierdzeń w pracy Charlesa C. Branasa


    Gremium akademickie lekarzy i pediatrów w USA do tego stopnia upodobało sobie retorykę zaczerpniętą wprost z nauk epidemiologicznych, że z biegiem lat ich wewnętrzna frazeologia, zarezerwowana dotychczas jedynie dla sfery prewencyjnego zwalczania chorób zakaźnych, przeniknęła na zasadzie bezmyślnego reprodukowania do żargonu mediów, czyniąc trwałe spustoszenia w dyskusji na temat dostępu do broni. Niestety, w skutek silnego ideologicznego skrzywienia, które starałem się udokumentować w kilku poprzednich wątkach, kierownictwo organizacji medycznych nieprędko odstąpi od hiperbolicznego przedstawiania broni palnej jako zagrożenia dla zdrowia publicznego. Warto zatem przyglądać się krytycznie głośnym tytułom publikowanym przez to środowisko w literaturze objętej rygorem peer review, gdyż często na jej łamach pojawiają się spektakularnie sfuszerowane pozycje.

    Jednym z takich elaboratów było wydane w 2009 roku i ufundowane przez Krajowy Instytut ds. Nadużywania Alkoholu i Alkoholizmu (NIAAA) studium Branasa et al. “Investigating the Link Between Gun Possession and Gun Assault”. O istnieniu tego tekstu dowiedziałem się wertując pisemne oświadczenie Amerykańskiej Akademii Pediatrycznej (w skrócie AAP), przygotowane na okoliczność przesłuchania przed Senacką Podkomisją Sądowniczą ds. Konstytucji, Praw Obywatelskich i Praw Człowieka. Pada w nim zdanie utrzymane w konwencji aksjomatu:

    W sytuacji napaści osoby posiadające broń palną są ponad czterokrotnie bardziej narażone na ryzyko padnięcia ofiarą postrzału niż osoby bez broni. [Individuals possessing a firearm are more than four times more likely to be shot during an assault than those who do not own one.]

    Przypis umieszczony w zeznaniach AAP nie prowadzi do artykułu Branasa et al. tylko odwołuje się do innej broszurki “Pediatrów” i dopiera ona zawiera właściwy odnośnik. Po nitce do kłębka i wreszcie udało mi się dotrzeć do opracowania źródłowego. W oryginalnej wersji abstraktu ta sama przestroga brzmi następująco:

    Osoby znajdujące się w posiadaniu broni palnej są 4.46 razy bardziej narażone na ryzyko padnięcia ofiarą postrzału niż osoby nieposiadające broni. (…) Statystycznie, broń palna nie chroni przed postrzałem tych, którzy ją posiadają w trakcie napaści. [Individuals in possession of a gun were 4.46 times more likely to be shot in an assault than those not in possession. (…) On average, guns did not protect those who possessed them from being shot in an assault.]

    Uzyskanie takiego rezultatu i zbudowanie na jego podstawie argumentacji o relatywnie niskiej efektywności broni palnej w defensywie (albo wręcz o jej szkodliwości dla ofiary) nie byłoby możliwe bez pomocy epidemiologii oraz narzędzi służących do analizy porównawczej przypadków (więcej o samej metodzie, jej ograniczeniach i nieusuwalnych wadach tu). Jak skomentował całe wydarzenie Gary Kleck – metodyka użyta przez Branasa i jego zespół jest kwintesencją “śmieciowej nauki” (junk science) spod znaku case-control studies, realizującej “polityczne zapotrzebowanie”. Inaczej nie da się sensownie wytłumaczyć, dlaczego tekst zawierający tak dramatyczne spiętrzenie błędów jest ciągle reprodukowany przez największe amerykańskie agencje zdrowotne w ich biuletynach, listach otwartych i oficjalnych memorandach.

    Pierwsze, co rzuca się w oczy w kontakcie z dziełem lekarzy z UPenn, to milczące założenie, że wszyscy bez wyjątku mieszkańcy Filadelfii są jednakowo narażeni na niebezpieczeństwo postrzału – o każdej porze dnia i nocy, bez znaczenia, gdzie są i co aktualnie robią (cytat: We assumed that the resident population of Philadelphia risked being shot in an assault at any location and at any time of day or night). Na poparcie tego śmiałego twierdzenia autorzy nie przywołują nawet skrawka dowodu empirycznego, nie zacytują też żadnej publikacji z domeny kryminologii, a swoje spekulatywne rozumowanie uwiarygadniają w ten sposób, że pistolet to przecież rekwizyt niezwykle łatwy do ukrycia pod ubraniem, który może “podróżować” przez miasto razem z właścicielem, i że wystrzelony nabój pokonuje długie dystanse, penetrując po drodze przeszkody terenowe. Choć z czysto fizykalnego punktu widzenia to są truizmy, nijak się mają do wyrażonego stanowiska o równej dystrybucji niebezpieczeństwa. 

    Wbrew temu, co sugeruje zespół epidemiologów, przemoc z użyciem broni palnej w Ameryce (z naciskiem na przestępczość wielkomiejską) nigdy nie cechowała się losowością ani nie była równomiernie rozłożona w społeczeństwie [1]; zawsze kumulowała się w obrębie ściśle określonych segmentów populacji i w ściśle wyznaczonych obszarach: link 1 / link 2. W raporcie Branasa et al. niemal 90 proc. ofiar reprezentowało rasę czarną (Latynosów uzbierało się ~7 proc.), co idealne koresponduje z lokalnymi statystykami przestępczości.

    W 2013 roku popełniono w “Philly” 247 zabójstw, zaś na ostry dyżur z ranami postrzałowymi zgłoszono ostatecznie 1128 osób [2]. Aż 95 proc. domniemanych morderców rekrutowało się z kolorowych mniejszości, z kolei pośród pacjentów urazówek raptem czterdziestu dwóch było białych (strzelców rasy białej zidentyfikowano sześciu). Wiadomo również, że w zależności od roku odsetek zabitych w Filadelfii, figurujących w policyjnych kartotekach z historią wyroków skazujących, recydywy lub aresztowań, oscyluje w przedziale 75-80 proc. (link; co ciekawe, w próbce Branasa 53 proc. ofiar przyznało się dobrowolnie do minimum jednego aresztowania przed atakiem). Wszystko to ładnie pokazuje, że do przytłaczającej większości strzelanin, rejestrowanych na terenie metropolii (w tym także strzelanin masowych, patrz tabela, link), dochodzi w nie-białych dzielnicach w zamkniętym gronie czarnoskórych przestępców, rozstrzygających między sobą wewnętrzne konflikty plemienne:

    Philadelphia_murder-offendersPhiladelphia_shooters-offenders

    2013 Philadelphia Police Homicide Report

    Philadelphia_shooters-offenders

    Urban Firearm Violence by Race and Place in Philadelphia

    W świetle powyższego jest rzeczą zdumiewającą, że autorzy eksperymentu nie dopasowali sondowanej próby pod względem wielu krytycznych zmiennych. Podobnie jak swego czasu Kellermann et al., nie sprawdzili, ile ofiar należało do struktur miejscowych gangów [3], całkowicie zignorowali kwestię handlu narkotykami (zażywanie nie jest synonimem ulicznej dilerki), nie skontrolowali pomiarów o lokalizację (aż 83 proc. uczestników w grupie badanej w momencie ataku przebywało poza domem; dla grupy kontrolnej odsetek ten wyniósł 9 proc.) i wreszcie – nie dołączyli rozróżnienia na napaści inspirowane wcześniejszą znajomością napastnika z ofiarą i napaści dokonane przez obcych. W pierwszym wypadku posiadanie broni przez ofiarę mogło mieć wpływ na determinację sprawcy i w efekcie wywindować szanse postrzału ponad normalny poziom, w drugim niekoniecznie.

    Krótko mówiąc, wnioski o ekspozycji na ryzyko oraz zerowej przydatności broni w defensywie Branas i spółka wysunęli na bazie sformułowanej ad hoc hipotezy, zniekształconej dodatkowo przez szereg czynników zakłócających (confounding variables), które zostały wygodnie pominięte w ostatecznym badaniu, a które po korekcie mogłyby otworzyć perspektywy na prostsze, alternatywne wytłumaczenie postulowanego ciągu przyczynowego i wyeliminować z ich pracy jakąkolwiek istotną statystycznie korelację między praktyką noszenia broni palnej a zawyżonym prawdopodobieństwem postrzału.

    Weźmy handlarza prochami. Utrzymujący się z tego procederu człowiek ma świadomość, że wykonuje zajęcie obarczone wysokim wskaźnikiem śmiertelności; może zginąć na rogu ulicy w zamachu zorganizowanym przez rywali z konkurencyjnego gangu, chcących przejęć jego terytorium, albo z rąk swojej klienteli, która nabrała ochoty na darmowy towar czy pieniądze z dziennego utargu. Wymienione okoliczności sprawiają, że dilerzy częściej aniżeli przeciętni obywatele uzbrajają się w broń palną. Innymi słowy, identyczne zmienne, które powodują, że dana osoba jest bardziej zagrożona przemocą (dla młodocianych gangsterów z Saint Louis ryzyko zgonu w strzelaninie jest ~1000x większe niż wynosi średnia zabójstw w Ameryce dla ogółu populacji), równocześnie motywują ją do zdobycia broni:

    Wielość czynników, o których wiadomo, że potęgują ryzyko zabójstwa, mobilizuje człowieka żyjącego w zasięgu ich oddziaływania do pozyskania broni z zamiarem ochrony. Zazwyczaj przebywanie w niebezpiecznym towarzystwie lub angażowanie się w niebezpieczne zajęcia w sposób oczywisty winduje szanse wiktymizacji, lecz równolegle stanowi także bodziec do zakupu broni palnej z myślą o jej defensywnym zastosowaniu. (cytat pochodzi z artykułu Klecka & Hogana) [4]

    Na poparcie przytoczonych słów przykład z chicagowskiego podwórka:

    VICE News Tonight: Chicago Gangs [5]

    Analogiczny mechanizm determinuje zachowanie niekonfliktowych i praworządnych cywilów, prowadzących legalne interesy, takich jak pracownicy kantorów tudzież właściciele sklepów jubilerskich, którzy mają poczucie, iż w dowolnej chwili mogą stać się celem rozboju. Fakt, że obydwa zawody naturalnie przyciągają złodziei, skłania zatrudnionych w tych branżach ludzi do prewencyjnego zaopatrywania się w broń palną i przy okazji wyjaśnia, czemu statystycznie są oni bardziej narażani na odniesienie urazu w strzelaninie niż przedszkolanka czy prawnik siedzący za biurkiem w kancelarii. To samo tyczy się mieszkańców dzielnic napiętnowanych przemocą – broń trzymana przez nich w domu może obniżyć szansę padnięcia ofiarą napaści lub zabójstwa, nigdy jednak nie będzie w stanie zredukować zagrożenia do poziomu, którym cieszą się nieuzbrojeni mieszkańcy dzielnic wolnych od przestępczości:

    Louis Theroux: “Dark States – Murder in Milwaukee” (BBC2)

    Upieranie się przy wersji, że rany po kulach są powszechne u osób posiadających/noszących broń palną, ponieważ akt jej posiadania albo noszenia sam z siebie podnosi ryzyko postrzału brzmi w równym stopniu kuriozalnie, co forsowanie poglądu, że skoro stosowanie zastrzyków insulinowych jest bardziej powszechne wśród cukrzyków niż u osób zdrowych, to aplikowanie insuliny musi zwiększać szanse zachorowalności na cukrzycę. Nikt w pełni władz umysłowych nie zasugeruje takiej zależności tylko dlatego, że dostrzegł związek pomiędzy przyjmowaniem insuliny a dysfunkcją trzustki. Chorzy biorą insulinę, bo znajdują się w grupie podwyższonego ryzyka – skontrolowane jednostki nosiły broń, bo również znajdowały się w grupie narażonej, lecz z fundamentalnie odmiennych powodów. Branas i wsp. wyciągnęli nielogiczne konkluzje z zafałszowanych wyników, co gorsza, na końcu przyznali otwarcie, iż nawet nie zweryfikowali możliwości odwrotnej korelacji między opisywanymi zjawiskami [6].

    Najlepsze zachowałem na koniec: profesor Garen Wintemute, epidemiolog i ekspert medycyny ratunkowej na Uniwersytecie Kalifornijskim, czołowy przeciwnik broni na Zachodnim Wybrzeżu, w korespondencji wysłanej do redakcji “American Journal of Public Health” poskarżył się na deficyt informacji niezbędnych do odszyfrowania intencji twórców i na ogólną techniczno-realizacyjną niechlujność projektu. Przede wszystkim osoby zaatakowane, które uniknęły postrzelenia, nie zostały uwzględnione w równaniu. Jak można w ogóle dedukować o skuteczności bądź nieskuteczności broni, nie dysponując materiałem porównawczym? Brak kluczowych statystyk nie przeszkodził jednak animatorom eksperymentu oświadczyć bez zażenowania, iż mimo wiedzy na temat istnienia przypadków pomyślnego użycia broni w defensywie, ich szacunki nie wspierają argumentacji o częstym występowaniu tych zdarzeń (Although successful defensive gun uses can and do occur, the findings of this study do not support the perception that such successes are likely).

    Oto jak można przekreślić ponad dwadzieścia lat badań nad DGU (link 1, link 2, link 3), biorąc za dobrą monetę dziurawy jak sito test, przeprowadzony metodą zaprojektowaną domyślnie do analizy zupełnie innej kategorii problemów społecznych.

    • AKTUALIZACJA 21/11/2016

    Na Wsypach piorą mózgi cywilom przy pomocy identycznej propagandy z tą tylko różnicą, że zamiast broni palnej demonizują noże i scyzoryki. Na zamieszczonym niżej plakacie czytamy: Noże zabijają. Noszenie ich zwiększa ryzyko odniesienia ciężkich obrażeń ciała lub padnięcia ofiarą zabójstwa.


    Kampania zainicjowana przez londyńską policję w gminie Ealing.

    ____________________

    [1] Jerry Ratcliffe, policyjny konsultant i prof. kryminologii z Uniwersytetu Temple w Filadelfii: Część miasta zwana Northeast doświadcza zabójstw na poziomie spokojnych obszarów Nowej Zelandii, natomiast rewir określany potocznie jako North Philly przypomina Salwador. [In the Northeast the homicide risk is on a par with residing in tranquil New Zealand, while North Philadelphia is like living in El Salvador.] (link)

    [2] W wydzielonym przez Branasa okresie, czyli od 15/10/2003 do 16/04/2006, odnotowano w granicach Filadelfii 3485 starć skutkujących użyciem broni. 3202 (~92 proc.) to były przypadki zakwalifikowane przez autorów jako napaści (assault). Po odsianiu z tej puli młodych poniżej 21 roku życia, którzy zgodnie z lokalnym prawem nie mogą nosić legalnie broni w obrębie magistratu, przyjezdnych cywilów spoza Filadelfii, ludzi nienależących do rasy białej lub czarnej i funkcjonariuszy policji postrzelonych na służbie, pozostały 2073 incydenty. Z tych przeszło dwóch tysięcy zajść wypreparowano losową próbę 677 osób, stanowiącą finalną grupę (case). Jak można przeczytać w zbiorczej charakterystyce uczestników (tabela nr 1), posiadanie broni palnej udało się potwierdzić dla zaledwie 5.92 proc. (40) ofiar.

    [3] Klasyczny exception fallacy – błędna metoda rozumowania, polegająca na nieuprawnionym przenoszeniu korelacji jednostkowych lub grupowych na całą zbiorowość, z której te jednostki bądź grupy pochodzą.

    [4] Na ten sam aspekt posiadania broni zwrócili uwagę członkowie Komitetu Narodowej Rady Badań Naukowych, gdy sumowali wnioski z przeglądu literatury dotyczącej przemocy (zobacz Charles Wellford, John Pepper & Carol Petrie – “Firearms and Violence: A Critical Review”, s. 17):

    Badania epidemiologiczne pokazują, że broń palna jest pozytywnie skojarzona z przemocą, lecz nie są w stanie rozstrzygnąć, czy ów związek ma charakter przyczynowy. (…) Niemożność ustalenia kierunku wynikania bierze się stąd, że akt posiadania broni nie jest zjawiskiem losowym ani decyzją podejmowaną przypadkowo. (…) Ofiary zabójstw mogą posiadać broń właśnie dlatego, że ich życiu zagraża niebezpieczeństwo.

    [Case control studies show that violence is positively associated with firearms ownership, but they have not determined whether these associations reflect casual mechanisms. (…) these studies fail to address the primary inferential problems that arise because ownership is not a random decision. (…) Homicide victims may possess firearms precisely because they are likely to be victimized.]

    [5] Tłumaczenie:

    — Dlaczego nosicie to codziennie przy sobie?
    — Bo na zewnątrz nie jest bezpiecznie. Nie wiadomo, komu ufać.
    — Jeśli wyjdziesz z chaty bez tego…
    — Zginiesz.
    — …to tak, jakbyś zadeklarował, że masz w dupie swoje życie. Czaisz?
    — Więc kiedy wstajecie rano, w którym momencie chwytacie za broń?
    — Od razu po założeniu ciuchów. Noszenie klamki jest częścią ubierania się. Pochylasz się, żeby zawiązać sznurówki? Idziesz do łazienki umyć zęby? Spluwa wędruje na biodro razem z paskiem od spodni. Policja jest ostatnią rzeczą, której się boisz. Wolę spędzić trzy lata za kratkami niż całe życie na cmentarzu.

    [6] Cytat: We also did not account for the potential of reverse causation between gun possession and gun assault.