Przejdź do treści

Zakazane statystyki: międzyrasowe gwałty

    Zostałem gwałcicielem. Aby udoskonalić technikę i metody działania, zacząłem praktykować na czarnych dziewczynach z getta. (…) Gdy nabrałem wprawy, przekroczyłem tory kolejowe w poszukiwaniu białej zdobyczy. Zrobiłem to świadomie, celowo, stanowczo i metodycznie. (…) Gwałt był formą buntu. Cieszyło mnie deptanie i łamanie praw białego człowieka, jego systemu wartości i kalanie jego kobiet. (…) Czułem, że dokonuję historycznej zemsty.

    – Eldridge Cleaver, lider Partii Czarnych Panter (link)

    Wierzę, że nie ma w Ameryce Murzyna, który nie tłamsiłby w sobie przez czas jakiś zwykłej, czystej i nieodpartej nienawiści; który nie chciałby zmiażdżyć za dnia każdej białej twarzy napotkanej na swej drodze i motywowany żądzą okrutnego odwetu, gwałcić białych kobiet. 

    – James Baldwin, pisarz-aktywista (link)

    Na gwałcie się nie skończyło. Batey znęcał się dalej nade mną i upokorzył, oddając mocz na moją twarz i rzucając rasistowskie obelgi. Powiedział: “To za 400 lat niewolnictwa, suko.”

    – Fragment zeznań ofiary (link

    Wiosną i latem 1977 roku miastem wstrząsnęła seria gwałtów, siejąc spustoszenie zwłaszcza wśród seniorów. (…) Napaści seksualne wymierzone w starsze, białe kobiety nacechowane były wyjątkowym stężeniem brutalnej podłości.

    – Scott Cummings, socjolog (cytat, rozdział 6)

    Szesnastoletnia, czarnoskóra dziewczyna widziała owego wieczora, jak przeszło dwudziestu młodych Murzynów wyrywa białej kobiecie torebkę, katuje jej chłopaka, po czym zdziera z ofiary całe ubranie aż do butów i gwałci.

    – Detroit Free Press (link)

    Międzyrasowe ataki były czymś realnym, a nie wytworem uprzedzonej wyobraźni białych. Tak naprawdę stały się one jednym z najjaskrawszych przejawów fali przestępczości, która przetoczyła się przez kraj po dekadzie lat sześćdziesiątych XX wieku, wywierając ogromny wpływ na ludzi.

    – Barry Latzer, kryminolog (cytat, rozdział 3)

    Choć Murzyni składają się na ~13 proc. ludności Ameryki, to z tej grupy demograficznej wywodzi się nieproporcjonalnie wysoki odsetek gwałcicieli (cytaty, artykuł). Najbardziej rygorystyczne pomiary rzeczonego zjawiska, jakie kiedykolwiek przeprowadzono, ujawniają, że w zależności od źródła (narodowe sondaże wiktymizacyjne NCVS albo federalne statystyki aresztowań FBI) czarni sprawcy dokonują zgwałceń średnio 4-6 razy częściej niż ich biali odpowiednicy. W tym wątku zamierzam skupić się na szczególnym przypadku gwałtu – napaści na tle seksualnym z udziałem ciemnoskórego agresora i białoskórej ofiary (bo jeśli wierzyć narracji lewoskrętnych aktywistów w mediach, przemoc tego typu występuje co najwyżej w urojeniach siepaczy z Ku Klux Klanu, służąc im jako pretekst do uciskania mniejszości). Najpierw jednak anegdota.

    Do pracy nad swoją debiutancką powieścią “A Time to Kill” (na polskim rynku wydawniczym ukazała się pod tytułem “Czas zabijania”) John Grisham zasiadł w roku 1985. Książka trafiła pod strzechy cztery lata później i z miejsca uzyskała status bestsellera. Hollywood nie mogło naturalnie zaprzepaścić takiej okazji. Naszpikowany gwiazdorską obsadą dramat sądowy na kanwie prozy młodego prawnika z Missisipi doczekał się premiery kinowej w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych, notując kasowy sukces i zgarniając na świecie ponad $150 milionów przy kilkukrotnie skromniejszym budżecie produkcyjnym. Osią napędową fabuły jest historia czarnego ojca-mściciela, który w akcie odwetu za brutalny gwałt na córce rozwala z karabinu maszynowego na schodach gmachu sądu dwóch białych oblechów-rasistów z Południa. Za ten czyn ląduje za kratkami i teraz grozi mu kara śmierci. Wkrótce rusza proces. Jego adwokat przekonuje ławę przysięgłych, że zemsta była moralnie uzasadniona. Mężczyzna wychodzi na wolność i wszyscy otwierają szampana.

    Kluczowy (w sensie wydźwięku ideologicznego) fragment filmu przypada na sam finał. Oto we łzawej mowie końcowej, pełnej drastycznych obrazów gehenny, obrońca oskarżonego zwraca się do ławników z prośbą, aby ci wyobrazili sobie, że zgwałcona i sponiewierana dziewczynka jest biała (link). Cała ironia tej emocjonalnej manipulacji polega na tym, że ofiara była biała. W roku 1992 w programie Charlie’ego Rose’a pan autor przyznał, że do napisania powieści zainspirowały go prawdziwe wydarzenia, których był naocznym świadkiem jako początkujący obrońca. Niestety, nie zdradził zbyt wielu konkretów, pozwalających na identyfikację sprawy. Dopiero po trzech dekadach milczenia, w wywiadzie dla lokalnego dziennika “Clarion Ledger”, zdecydował się uchylić rąbka tajemnicy.

    11 lipca 1984 roku w miejscowości Southaven w stanie Missisipi doszło do makabrycznej zbrodni. Na odludnej farmie, położonej parę kilometrów od kancelarii Grishama, włamywacz-recydywista zgwałcił dwie siostry, 16-letnią Julie Scott i 12-letnią Marcie Scott. Pastwił się nad nimi przez godzinę, a potem bestialsko zmasakrował: jednej zadał około dwadzieścia ciosów widelcem do grilla, drugą natomiast próbował udusić prześcieradłem, uprzednio roztrzaskując jej czaszkę kolbą od strzelby. Dziewczyny cudem przeżyły. Konspiracyjna dyskrecja pisarza staje się boleśnie oczywista w świetle informacji o kolorze skóry sadystycznego włamywacza. Gwałcicielem białych sióstr okazał się być nie jakiś wymachujący flagą Konfederacji, zachlany obdartus z przyczepy kempingowej, ale murzyński złodziej rowerów na warunkowym, niejaki Willie James Harris. Zebrany przeciwko niemu materiał dowodowy był nie do podważenia.

    Biały redneck
    (zdjęcia ściągnięte z bazy Departamentu Więziennictwa Missisipi → link)

    Skondensujmy zatem tę hucpę: John Grisham do spółki ze swoim nowojorskim wydawcą, następnie zaś decydenci w Hollywood zrobili sobie z torturowania białych nastolatek przez czarnego zbira ukochaną fantazję masturbacyjną lewicy, czyli ckliwą bajkę, w której mityczny, kołtuński troglodyta prześladuje Bogu ducha winnych Murzynów i żeby jeszcze bardziej ich pognębić, zakłada w miasteczku oddział KKK w celu siania terroru. Potwierdza się, że żadna pojedyncza kabała nie wyzwala u amerykańskich elit ostrzejszej politycznej schizofrenii niż przypadek czarnoskórego mężczyzny posądzonego o zgwałcenie białej kobiety. Fakty tracą wtedy na znaczeniu w publicznej percepcji; obiektywizm wylatuje przez okno.

    A może wytłumaczenie rasowej podmiany ról jest inne? Może Grisham po prostu nie potrafił wygrzebać z archiwów policyjnych stanu Missisipi choćby jednego, dostatecznie szokującego i wartego upamiętnienia gwałtu na Murzynce w wykonaniu białego zwyrodnialca?

    W dalszej części wpisu będę posługiwał się sporadycznie dwoma akronimami:

    WB rapeswhite offender-black victim rapes (gwałty białych napastników na czarnych ofiarach)
    BW rapes – black offender-white victim rapes (gwałty czarnych napastników na białych ofiarach)

    Amerykańskie instytucje federalne paręnaście lat temu zaprzestały publikowania szacunków z zakresu międzyrasowej przemocy seksualnej. Ostatni bilans, zawierający oficjalne informacje na ten temat, wisi na portalu BJS (skrót od Bureau of Justice Statistics – Biuro Statystyczne Departamentu Sprawiedliwości) z datą 05/2011 i prezentuje wyniki ankiety z roku 2008. Nas interesuje wyłącznie pierwsza kolumna od lewej, czwarty rząd od góry: “Rape/Sexual assault“. Widać jasno, że dane te nie nadają się do interpretacji w oderwaniu od szerszego kontekstu czasowego. Śmiesznie wręcz mała próba respondentów (⩽10) w komplecie z niekodowaniem gwałtów zbiorowych oraz absurdalnie elastyczną definicją (w puli uwzględniono molestowanie i groźby werbalne) generują nadzwyczaj niestabilne pomiary. 16.4 proc. napaści seksualnych, których dopuścili się czarni na białoskórych ofiarach, i “zero procent” w przeciwnym kierunku. Po ekstrapolacji na resztę kraju otrzymujemy trochę ponad 19 tysięcy zgwałconych białych i brak gwałtów po stronie czarnych. Oczywista niemożliwość. Co gorsza, w poprzednich latach bywało analogicznie: potężne roczne wahnięcia wskaźnika przy bardzo mocno ograniczonym samplowaniu. Dlatego aby uzyskać nieco wiarygodniejszy obraz sytuacji, należy przynajmniej rozciągnąć interwał i wydobyć z niego surowe, arytmetyczne średnie.

    (link, po kliknięciu grafika otworzy się w pełnej rozdzielczości w oddzielnym oknie)

    Dysproporcja jest olbrzymia. 9.6 – tyle wynosi stosunek średniej WB rapes do BW rapes, skalkulowany na podstawie sondaży wiktymizacyjnych z trzech+ dekad. Szara, przerywana linia wizualizuje fluktuacje liczby gwałtów w murzyńskim gronie. Umieściłem ją na diagramie jako tło dla BW rapes. Pokrywa się ona z nimi na zaskakująco wielu odcinkach, co implikuje, że czarnoskórzy gwałciciele nie wybrzydzają przy selekcji ofiar.

    Warto też wspomnieć o systemie raportowania przestępstw opartym na incydentach (NIBRS). Para kryminologów z południowej Florydy, Stewart J. D’Alessio & Lisa Stolzenberg, bazując na tym właśnie fragmentarycznym protokole, udostępniła przyczynkarską analizę międzyrasowej przemocy z roku 2005. Czytamy w niej (link), że w granicach 134 miast z ludnością powyżej pięćdziesięciu tysięcy mieszkańców Murzyni faktycznie zgwałcili (z użyciem siły fizycznej bądź grożąc bronią) 1266 białych kobiet, z czego 8.4 proc. (=106) doznało poważnego uszczerbku na zdrowiu w trakcie lub krótko po ataku (złamania, krwotok wewnętrzny, dotkliwie poharatane ciało, wybite zęby, utrata przytomności etc.). Na marginesie: z dokumentu dowiadujemy się, że zarówno czarni, jak i biało-latynoscy agresorzy cechują się podobnym stopniem brutalności w zadawaniu obrażeń ofiarom. Ocena ta jest jednak bezpośrednim efektem wałkowania danych z nietypowego roku kalendarzowego. Gdy przefiltruje się bogatszy rezerwuar NIBRS, wnioski ulegają radykalnemu odwróceniu (cytat / rezultaty regresji / link).

    Morał z tego jest taki, że rząd Stanów Zjednoczonych nie pośpieszy nam radośnie z pomocą. Urzędnicy DOJ albo totalnie zaniechali zbierania ogólnonarodowych statystyk, albo gromadzą je, lecz skrzętnie ukrywają przed wścibskimi oczami “rasistów” w katakumbach Departamentu Sprawiedliwości. W tych niefortunnych okolicznościach najlepszym alternatywnym źródłem, jakim dysponujemy, są zrecenzowane prace naukowe z minionego wieku. I paradoksalnie ma to swoje plusy.

    Ogromną zaletą korzystania z “przeterminowanego” piśmiennictwa w tak drażliwej kwestii jak murzyńskie gwałty na białych kobietach jest jego dystans czasowy od teraźniejszej politycznej poprawności. Jeszcze do niedawna można było tworzyć teksty, zahaczające o kontrowersyjne zagadnienia i stawiające niewygodne pytania, bez większych obaw o ideologiczne represje lub towarzyski ostracyzm. Żeby nie być gołosłownym: polemika z dogmatami rasowymi jest dzisiaj w Ameryce głównym powodem sekowania badaczy z domeny nauk społecznych. Złowrogie reakcje wzbudza również krytyka działalności Black Lives Matter/BLM. Generalnie wszystko, co wykracza poza ortodoksyjne ramy powszechnie akceptowanych, akademickich przesądów (dobrym przykładem jest tu podważanie schematycznej korelacji rasa-bieda-przestępczość), może spotkać się z ostrą odpowiedzią cenzorów i protestami aktywistów. Trend ów wyraźnie się nasilił zwłaszcza w ostatnim okresie. Nie powinno więc nikogo zdumiewać, że aby sięgnąć po chronologicznie najnowszy artykuł z wiadomej niszy wydawniczej, trzeba cofnąć się aż do schyłkowej fazy XX stulecia, a dokładniej – do roku 1990, kiedy ukazało się drukiem studium autorstwa duetu socjologów ze Stanowego Uniwersytetu Nowojorskiego w Albany.

    Elaborat ten jest pod wieloma względami fascynujący, ale i obciążony kilkoma defektami, do których za chwilę się szerzej odniosę. Przede wszystkim panowie South & Felson (dalej F&S) nie owijają w bawełnę – już na początku sugerują, że nie będą dociekać, czy przedstawiciele rasy czarnej częściej polują na białoskóre kobiety czy może biali mężczyźni częściej gwałcą czarne. Powtarzają jedynie istniejący w kryminologii konsensus: dominującą subkategorią gwałtów międzyrasowych są ataki Murzynów na białe ofiary (zobacz James L. LeBeau, cytuję: There is general agreement that black offender-white victim is the predominant type of interracial rape, oraz Gary D. LaFree, cytuję: Every study shows a higher proportion of black offender-white victim rape than white offender-black victim rape). W ich katalogu 1396 zgwałceń (dokonanych i usiłowanych) zaledwie 20 (=1.43 proc.) zostało popełnionych przez białych napastników na osobach o ciemnej pigmentacji. Jest to tak symboliczna wartość, że ze statystycznego punktu widzenia kompletnie pomijalna w analizie:

    Podobnie szczera deklaracja nie przeszłaby przez recenzenckie sito w żadnym dzisiejszym periodyku naukowym. W konsekwencji treść pracy nowojorskich badaczy ogniskuje się tylko na zgłębianiu motywów kierujących sprawcami. DLACZEGO Murzyni gwałcą? W literaturze funkcjonują trzy robocze, wzajemnie sprzeczne hipotezy, objaśniające fenomen wzmożonego występowania BW rapes w kontrze do WB rapes:

    • Czarni obierają za cel białe kobiety, ponieważ mszczą się za całe pokolenia systemowego rasizmu i ekonomicznej dyskryminacji. Jest to ulubiona narracja środowisk lewicowych, w której bieda i bezrobocie skutkują frustracją, a ta z kolei znajduje upust m.in. w przemocy seksualnej. S&F odrzucili tę hipotezę z braku dowodów (link).
    • Druga ulubiona teoria lewicy – czarni gwałcą, bo segregacja rasowa. W skrócie: utrudniony dostęp do białych kobiet sprawia, że w kolektywnym postrzeganiu Murzynów jawią się one niczym “zakazany owoc”, obiekt gniewnego pożądania. Autorzy ponownie przetestowali to spekulatywne rozumowanie i nie wykryli związku, ba, natrafili na przeciwną (tj. pozytywną) korelację: im bardziej tolerancyjne i otwarte miasto, tym więcej gwałtów, przełamujących bariery demograficzne (link).
    • Trzeci trop zaproponował i rozwinął oregoński socjolog, Robert M. O’Brien. Jego zdaniem, nadreprezentacja Murzynów w statystykach przestępstw seksualnych (lub międzyrasowej przemocy ogółem) bierze się z trywialnego faktu, że skupiska białych ludzi w miastach są po prostu nieporównywalnie liczniejsze, co nieuchronnie potęguje szanse wejścia z nimi w doraźną interakcję. S&F zgodzili się, że ten konkretny czynnik zdaje się najlepiej tłumaczyć obserwowane różnice w częstości rejestrowania zgwałceń (link). O’Brien wykalkulował też, że wskaźniki WB rapes i BW rapes są niższe aniżeli prognozowane w modelu z losowym rozkładem kryminalistów oraz ich ofiar w amerykańskiej populacji (link).

    W tym miejscu muszę się zatrzymać i koniecznie podkreślić, że ostatnia koncepcja opiera się bez reszty na założeniu losowości aktów przemocy. Bez tej czysto abstrakcyjnej, teoretycznej podbudowy konkluzje O’Briena i wszystkich, którzy posiłkują się jego logiką w argumentacji, tracą rację bytu. W prawdziwym świecie bowiem trudno sobie wyobrazić, żeby ofiary-cywile i dybiący na nich przestępcy zachowywali się jak kulki w bębnie maszyny do totolotka, czytaj: rykoszetowali i odbijali się od siebie chaotycznie w przestrzeni. A nawet jeśli wspaniałomyślnie uznać tę przesłankę za realistyczną, to pojawia się następny problem: murzyńska przemoc w kontaktach z Latynosami i Azjatami również jest ekstremalnie skrzywiona (patrz tu i tu), choć ta pierwsza atakowana grupa ma raczej zbliżone rozmiary (~17 proc.), druga zaś jest ponad trzykrotnie mniejsza od grupy agresorów (~5 proc.). Poddaje to w wątpliwość domniemania, jakoby relatywna asymetria w liczebności członków poszczególnych ras determinowała skalę i masowy charakter przestępczości czarnych na terenie USA.

    Wracając do meritum: nadwątliwszy dwa filary progresywnego kanonu wierzeń (segregacja i bieda jako przyczyny patologii) i ujawniwszy, że gwałty zbiorowe na białych, wyedukowanych kobietach są w znacznej mierze specjalnością Murzynów (link), panowie F&S zawędrowali niebezpiecznie blisko myślozbrodni. Do tego momentu ich artykuł był merytorycznie solidny. Niestety, aby wydźwignąć się z dołu, który pod sobą wykopali, musieli złapać się paznokciami czegokolwiek – skrawka statystyk, dających nadzieję na osłabienie końcowych wniosków. I takowe statystyki znaleźli.

    Otóż w streszczeniu referatu F&S oświadczyli, że w przypadku rozbojów z udziałem obcych ludzi ryzyko, iż murzyński bandzior wykorzysta seksualnie swoją ofiarę jest – uwaga – tylko odrobinę większe dla kobiet czarnych niż białych (link). Co ciekawe, na późniejszym etapie, w paragrafie podsumowującym, fraza “slightly more likely” przekształciła się magicznie w zwrot “significantly more likely” (link), sugerując, że ryzyko stało się nagle istotnie większe. Ale nie w tym rzecz – nie zamierzam kłócić się o semantykę ani wytykać niespójności. Chodzi mi o to, że F&S użyli ad hoc napadów rabunkowych jako papierka lakmusowego do sprawdzenia, czy czarni gwałciciele preferują białoskóre kobiety. Po przeprowadzeniu kilku banalnych regresji stwierdzili (zapewne z ulgą), że absolutnie nie – w trakcie dokonywania rabunków Murzyni nie zdradzają na ich widok jakiejś wyjątkowo chorobliwej agresji seksualnej. Wszystkie obiekcje można łatwo rozwiać, odwołując się do wspomnianych już matematycznych nierówności w przestrzennej dystrybucji napastników i ofiar (link). W ten sposób autorzy na pozór wybrnęli z bardzo niewygodnej sytuacji, w której sami się postawili.

    Szkopuł w tym, że tutaj właśnie kończy się obiektywna, uczciwa kwerenda, a na pełnym gazie wjeżdża pseudonaukowa fuszerka. Tabela 4 z odsetkiem rozbojów nie uwzględnia żadnych, nawet najbardziej elementarnych zmiennych kontrolnych, które mogłyby ewentualnie pomóc w ustaleniu, czy czarni sprawcy napaści rozbójniczych rzeczywiście zachowują neutralność przy wyborze rasy do zgwałcenia. Poza umownym i mało precyzyjnym rozgraniczeniem na miejsca prywatne oraz publiczne uderza deficyt jakichkolwiek wskazówek dotyczących specyfiki tych lokalizacji. Przykładowo: nic nie wiadomo o składzie etnicznym dzielnic, w których popełniono przestępstwa. W praktyce detal ten powinien dalece bardziej rzutować na procesy decyzyjne podejrzanego aniżeli “rozkład losowy populacji”. Jeśli bowiem w toku okradania czyjegoś sejfu murzyński włamywacz postanawia raptem zgwałcić panią domu, to można spokojnie przyjąć, że jego poziom komfortu jest wysoki. Taki gwałt wydarzy się prędzej w okolicy dobrze znanej oprawcy, a nie na osiedlu ze sprawnym monitoringiem tudzież świadkami skorymi do rozmowy z policją. S&F ostentacyjnie zignorowali tę dynamikę. Zamiast tego założyli sobie frywolnie, że podczas rabowania odpowiednio Murzynki albo białej kobiety możliwość wymuszenia na obu stosunku płciowego jest dla czarnego złodzieja z grubsza identyczna (link).

    Brakuje też informacji odnośnie wieku ofiar napadów rabunkowych. Wchodzę teraz w obszar domysłów, bo nie posiadam twardych danych, ale nie sądzę, żeby moja hipoteza była jakoś specjalnie wydumana. Starsi (biali) ludzie mogą być stereotypowo utożsamiani przez czarnych ze skąpstwem i ciułaniem pieniędzy po kątach. Zdążyli się w życiu dorobić i pewnie chowają biżuterię w sypialni pod przysłowiową poduszką. Są zatem idealnym celem. W dodatku media bezustannie bombardują swoich afroamerykańskich odbiorców nagłówkami o kolosalnej wręcz nierównowadze w akumulacji bogactwa, przypadającego na białe i murzyńskie gospodarstwa domowe. Jak pokazują anegdotyczne relacje z napaści czy zabójstw (link), ma to potem mniej lub bardziej podprogowy wpływ na poczynania sprawców, którzy identyfikują odcień skóry z grubością portfela. Na styku nurtów socjologii i ekonomii funkcjonuje nawet obciążony rasowo termin “Old money”, oznaczający dziedziczny majątek anglosasko-protestanckiej arystokracji (link). Jeżeli przyjmiemy zdroworozsądkowo, że przeciętny Murzyn-kryminalista jest świadomy tych niuansów i ze szczególną premedytacją wyodrębnia białych seniorów z tłumu osób do obrabowania (i przy okazji zgwałcenia), to ujawnienie rzeczonych statystyk rozjaśniłoby nieco meandry międzyrasowej wiktymizacji – w sensie uwierzytelniłoby przypuszczenia, że robiąc przesiew ofiar, czarni kierują się jednak pobudkami innymi niż tylko ślepy traf. S&F nie raczyli podążyć tą drogą dedukcji.

    Co wiemy NA PEWNO o przemocy seksualnej w Ameryce?

    • Wiemy, że wśród amerykańskich Murzynów osiąga ona rekordowe rozmiary.
    • Wiemy, że poza środowiskiem więziennym atakowanie białych kobiet stanowi najczęstszy jej przejaw w wariancie międzyrasowym.
    • Wiemy, że wewnątrz zakładów karnych ofiarami gwałtów padają głównie biali mężczyźni, napastnikami zaś są w przeważającej większości czarni więźniowie-rasiści (cytat, link). W roku 2001 organizacja Human Rights Watch wydała przełomowy raport “No Escape: Male Rape in U.S. Prisons”, poruszający tę kwestię z brutalną szczerością (zobacz podrozdział Race and Ethnicity). 
    • Wreszcie: wiemy, że eksponowane przez dziennikarzy-aktywistów historie linczowania czarnych, którzy byli w przeszłości fałszywie oskarżani o krzywdzenie lub zalecanie się do białych panienek, nigdy nie zanegują tych fundamentalnych trendów.

    —————————————————

    Wpisy pokrewne tematycznie:
    jak media rehabilitują czarnych gwałcicieli → link
    kiedy czarni atakują białych → link

    wskaźniki murzyńskich morderstw międzyrasowych → link