Przejdź do treści

Jaka jest rzeczywista liczba posiadaczy broni w USA?

    Najnowszy raport SAS z roku 2018 szacuje rozmiary amerykańskiego cywilnego rynku broni palnej na blisko 400 milionów egzemplarzy (dokładnie – 393 miliony 300 tysięcy), co oznacza, że w przeciągu 25 lat przybyło ponad 200 milionów dodatkowych jednostek. Z kolei niedawny sondaż, zlecony przez NBC News i gazetę “The Wall Street Journal”, wygenerował najwyższy wskaźnik uzbrojonych domów w historii pomiarów: aż 48 proc. respondentów ujawniło, że pod ich dachem trzyma się broń (wartość ta może być zaniżona o ~10 punktów procentowych).



    Peter Szewczyk, dziennikarz ekonomiczny publikujący na łamach “Gazety Prawnej”, w swoim ostatnim felietonie napisał, że spektakularnej redukcji przestępczości w USA (link 1 / link 2) nie da się skorelować z równie spektakularnym wzrostem sprzedaży broni palnej, ponieważ tak naprawdę wskaźnik uzbrojonych gospodarstw domowych od lat systematycznie maleje. Jest zatem odwrotnie: przestępczość spada w związku z kurczącą się liczbą domów z bronią. Ten niezwykle rozpowszechniony w niektórych kręgach sposób wybiórczego interpretowania i cytowania trendów statystycznych prosi się wręcz o głębszą analizę, którą w niniejszym wątku zamierzam przeprowadzić.

    Amerykańskie służby federalne nie nadzorują żadnego rejestru, umożliwiającego identyfikację z imienia i nazwiska osób kupujących broń palną; znakomita większość stanów również tego nie praktykuje [1]. Nawet jurysdykcje takie jak Kalifornia czy Nowy Jork, cechujące się dalece bardziej restrykcyjnym podejściem do regulowania cywilnego sektora broni, zaadoptowały u siebie jedynie połowiczny system ewidencyjny (strzelby oraz karabinki niezdefiniowane jako “szturmowe” wyłączone są spod wymogu rejestracyjnego). W tej sytuacji z pozoru rzetelnym źródłem wiedzy na temat zgromadzonej przez Amerykanów broni wydają się przeprowadzane cyklicznie badania ankietowe. Napisałem “z pozoru” i “wydają się”, bo kwestie związane z jej posiadaniem czy użytkowaniem należą tradycyjnie do zagadnień wyjątkowo drażliwych i są silnie sprzężone z zaufaniem do waszyngtońskich elit politycznych, to zaś ostatnimi czasy jest bezprecedensowo niskie.

    Jak sprawy wyglądają z perspektywy historycznej?

    Do roku 1993/94 dwa najbardziej renomowane ośrodki sondażowe w USA – Instytut Gallupa oraz Ogólnokrajowe Centrum Badań Opinii Publicznej (NORC) zlokalizowane przy kampusie Uniwersytetu Chicagowskiego – regularnie pokazywały, że odsetek gospodarstw domowych, wyposażonych w przynajmniej jedną sztukę broni, oscylował w granicach 45-50 proc. Innymi słowy, przez ponad dwie dekady, począwszy od wczesnych lat 70. XX wieku, wyniki sondaży ustabilizowały się i nie podlegały dramatycznym fluktuacjom – blisko połowa respondentów, obdzwanianych bądź odwiedzanych przez ankieterów Gallupa & GSS, reagowała twierdząco na zapytania o trzymanie broni w domu.

    Proponuję spojrzeć teraz na zamieszczone niżej wykresy. Doskonale widać na nich moment tąpnięcia. Oto cztery niezależne instytucje (przed rokiem 2004 waszyngtoński Pew Reaserch Center nosił nazwę Times Mirror Center) udokumentowały ten sam trend – gwałtowny spadek wskaźnika “gun ownership” na przestrzeni lat 1993-2000 do poziomu około ~35 proc.:

    sondaze_gun_ownership
    Oryginalny diagram sprzed rozbicia pochodzi z artykułu Carla Bialika i jest dostępny tu.

    Wątpliwości co do dynamiki obserwowanych zmian nasuwają się mimowolnie. Po pierwsze – jakie czynniki mogły spowodować, że w ciągu zaledwie siedmiu lat raportowany przez niemal wszystkie sondażownie odsetek uzbrojonych gospodarstw domowych zmniejszył się nagle o 10-15 proc. w stosunku do dekad poprzednich; i dalej – czy owa obniżka wystąpiła realnie czy stanowi artefakt statystyczny, będący manifestacją jakiegoś innego zjawiska społecznego, nieuchwytnego dla “przyrządów pomiarowych”?

    Wyjaśnienie obydwu kwestii wymaga znajomości kontekstu politycznego oraz przypomnienia sobie, najlepiej w porządku chronologicznym, kluczowych wydarzeń, które ogniskowały wtedy uwagę amerykańskich posiadaczy broni. Zagadnienie to wykracza poza dyskusję akademicką w tym sensie, że wycinkowo samplowane ankiety służą często dziennikarzom w mediach do forsowania fantastycznej narracji o rzekomo słabnącym przywiązaniu Amerykanów do broni palnej. Jak widać, na zasadzie bezmyślnego kopiowania frazesów podłapują i reprodukują te zmyślenia także polscy publicyści.

    21-31 sierpnia, rok 1992 oblężenie Ruby Ridge.

    Za rządów Busha seniora na zapyziałej farmie w górach Idaho rozpętała się strzelanina, która przeszła do historii nie tyle z powodu liczby ofiar (ta była akurat niewielka), co kontrowersji, jakie wokół niej narosły. Funkcjonariusze biura szeryfa, przy wsparciu agentów federalnych, odstrzelili dwójkę ludzi, należących do izolujących się w regionie separatystów, zgłębiających meandry “Novus Ordo Mundi” w odwołaniu do ultrakonserwatywnych zasad i religii. Rodzina Weaverów tworzyła jedną z takich grup.

    Ojciec rodziny, Randy Weaver, podkreślał, że razem z żoną chcieli uciec od skorumpowanego świata i szkół zatruwających umysły ich dzieciaków. Pomimo że nie wadzili nikomu, szybko znaleźli się w orbicie zainteresowań rządu. Pojawiły się nawet pomówienia o kontakty ojca z Bractwem Aryjskim i o dokonanie napadu na bank; wszystkie wyssane z palca i sfabrykowane przez ATF. Na skutek paskudnej prowokacji z udziałem federalnego informatora nakłoniono Weavera do odsprzedania dwóch strzelb, których lufy okazały się później o kilka centymetrów krótsze niż zezwalały na to przepisy. W zamian za oddalenie oskarżeń zaproponowano mu współpracę przy inwigilacji okolicznych osadników. Weaver nie był skory do zaakceptowania “ugody” i zignorował władze, które w odwecie postanowiły go aresztować.

    Na podejściu do farmy rozpętała się strzelanina i jak to zwykle bywa w takich sytuacjach, nie wiadomo, kto pierwszy nacisnął spust. Padł trupem syn Weavera, zaś jeden z jego przyjaciół odstrzelił zastępcę szeryfa. Z marszu wezwano siły federalne, z kolei lokalna policja mocno przejaskrawiła rozwój wypadków, robiąc z Weaverów rewolucyjną, paramilitarną bojówkę, co doprowadziło do skandalicznego poluzowania procedur i w efekcie rządowi snajperzy mogli prowadzić swobodny ogień bez ostrzeżenia. Weaver został ranny w ramię, a jego żona zabita strzałem w twarz. Po wyczerpujących, dziewięciodniowych zmaganiach ojciec wraz z trójką dzieci oraz przebywającym w chacie przyjacielem, dzięki mediatorstwu sąsiadów, poddali się wreszcie i złożyli broń. Służby aresztowały jeszcze garstkę osadników, próbujących przyjść im z odsieczą. Dopiero po trzech latach sądowych batalii wypłacono rodzinie odszkodowania i podjęto się uczciwego śledztwa.

    17 października, rok 1992 – głośne zabójstwo japońskiego studenta z wymiany, Yoshihiro Hattoriego, który po drodze na imprezę halloweenową nieświadomie wszedł na teren cudzej posesji i zginął od kuli jej właściciela, gdyż ten omyłkowo wziął go za włamywacza. Strzelca niebawem uniewinniono, co wywindowało Luizjanę oraz całą amerykańską kulturę broni na pierwsze strony światowych gazet. Rodziców chłopaka zaproszono do Białego Domu.

    20 stycznia, rok 1993 – na 42. prezydenta USA zaprzysiężono długoletniego gubernatora stanu Arkansas z namaszczenia Partii Demokratycznej, Billa Clintona, co było równoznaczne z rozhulaniem największej ofensywy propagandowo-legislacyjnej skierowanej przeciwko broni palnej w powojennych dziejach Ameryki.

    28 luty-19 kwietnia, rok 1993 – masakra na farmie w teksańskim Waco.

    Agenci ATF od dawna podejrzewali Davida Koresha, przywódcę apokaliptycznej sekty Gałęzi Dawidowej, o potajemne gromadzenie na terenie kompleksu religijnego objętych prohibicją jednostek broni palnej, w tym strzelb krótkolufowych oraz komór spustowych, służących do konstrukcji wojskowych modeli karabinków M-16. Dowiedziawszy się o toczącym się w jego sprawie śledztwie, Koresh zgodził się przyjąć z wizytą wysłanników ATF, ci jednak odmówili dokonania inspekcji. Wkrótce udało im się uzyskać nakaz przeszukania. Nalot rozpoczął się z samego rana w niedzielę, 28 lutego. 

    Sekciarze spodziewali się ataku, federalni zakładali, że Koresh spodziewa się, krótko mówiąc, obie frakcje od pewnego momenty dążyły już tylko do bezpośredniej konfrontacji. Na skutek wymiany ognia zginęło czterech agentów ATF, zaś szesnastu odniosło obrażenia. Po stronie wyznawców Gałęzi Dawidowej ofiar śmiertelnych było pięć, z czego aż dwie zostały trafione przez swoich towarzyszy niedoli.

    Wezwano na pomoc FBI, inicjując trwające 51 dni oblężenie, zwieńczone tragicznym finałem. Siły rządowe, wykorzystując przewagę w postaci ciężkiego sprzętu, w tym długiej kawalkady opancerzonych pojazdów gąsienicowych (dokładnie pięciu czołgów saperskich M728 Combat pożyczonych od armii i dziewięciu wozów bojowych piechoty z wyrzutniami granatów), ruszyły z akcją metodycznego demolowania obiektu, przez kilka godzin bez przerwy wypompowując i wstrzeliwując do jego wnętrza łatwopalny gaz łzawiący. Wkrótce wybuchł pożar, który strawił wszystkie budynki wraz z zabarykadowanymi w środku ludźmi. Łącznie spłonęło 76 osób – mężczyzn, kobiet i dzieci. Atak gazem zatwierdzili Clinton i prokurator generalna, Janet Reno.

    7 października, rok 1993 – prestiżowe wydawnictwo “The New England Journal of Medicine” opublikowało pracę Arthura Kellermanna o ryzyku trzymania broni w domu, doprowadzając w rezultacie do eskalacji konfliktu między kierownictwem NRA a biurokracją medyczną CDC.

    13 września, rok 1994 – Kongres uchwalił federalny zakaz produkcji, przenoszenia własności i posiadania samopowtarzalnej broni szturmowej (Federal Assault Weapons Ban, w skrócie: AWB) oraz urządzeń zasilających w amunicję o dużej pojemności – magazynków, bębnów i taśm (ustawa wygasła w 2004 roku). 

    Przymiarki do zaprowadzenia nowego reżimu regulacyjnego trwały od co najmniej sześć lat, a wodą na młyn dla antybroniowych polityków były dwa tragiczne incydenty, które zdarzyły się w Kalifornii: masakra w podstawówce w Stockton, gdzie zginęło pięcioro dzieci, a trzydzieści osób odniosło obrażenia, i słynna egzekucja ośmiu pracowników biurowca przy 101 California Street w San Francisco. Twarzami kampanii na rzecz zaostrzenia przepisów stały się kobiety: pani prezydent “The City by the Bay”, potem demokratyczna senator, Dianne Feinstein, oraz jej wierna przyjaciółka, Barbara Boxer. Obie wprost fanatycznie nienawidzące broni i otwarcie deklarujące gotowość do przeprowadzenia konfiskaty “szybkostrzelnych” karabinków.

    Do wzmagającego chóru kalifornijskich krzykaczy dołączyli niebawem prominentni politycy ze Wschodniego Wybrzeża, w tym republikański burmistrz Nowego Jorku, Rudolph Giuliani. W telewizyjnych reklamówkach i spotach konsekwentnie epatowano wizerunkiem białych dzieci i białych rodziców z klasy średniej jako głównych ofiar “epidemii przemocy”, z kolei zastępca prokuratora krajowego, Eric Holder, nauczał o konieczności “prania mózgów” (wypowiedź ta odnosiła się, co prawda, do murzyńskiej młodzieży zasiedlającej Dystrykt Kolumbii, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by rozciągnąć ją na całą populację Ameryki):

    Co musimy zrobić, to zmienić sposób, w jaki ludzie postrzegają broń – w szczególności ludzie młodzi. Musimy zadziałać tak samo jak w przypadku papierosów – sprawić, żeby broń nie była postrzegana jako coś fajnego czy akceptowalnego. Nie wystarczy, że w poniedziałek wyemitujemy chwytliwą reklamówkę. Musimy mantrować ten temat każdego dnia. Musimy wyprać ludziom mózgi, żeby zaczęli myśleć o broni zupełnie inaczej niż dotychczas.

    [What we need to do is change the way in which people think about guns, especially young people, and make it something that’s not cool, that it’s not acceptable, it’s not hip to carry a gun anymore, in the way in which we changed our attitudes about cigarettes. We need to do it every day and really brainwash people into thinking about guns in vastly different way.]



    19 kwietnia, rok 1995 – zamach bombowy w Oklahoma City.

    Krótko: o godzinie 9:02 czasu lokalnego w budynek federalny imienia Alfreda P. Murraha w centrum miasta wjechała ciężarówka wypełniona ropą oraz nawozem azotowym. Zginęło 168 osób (w tym dziewiętnaścioro dzieci). Podmuch eksplozji był tak potężny, że 324 obiekty (domy, biurowce, apartamenty mieszkalne) w obrębie szesnastu przecznic zostały zniszczone lub uszkodzone, spłonęło 86 samochodów, a szyby popękały w 258 pobliskich zabudowach. Timothy McVeigh za udział w ataku dostał wyrok śmierci – miała to być jego prywatna zemsta za masakrę w Waco. Federalni wykorzystali później zamach do skompromitowania idei milicji obywatelskich, które na początku lat 90. mnożyły się w postępie geometrycznym:

    NETFLIX, “Oklahoma City” (2017, reż. Barak Goodman)

    VICE, “One of America’s Most Notorious Militias”

    Ludzie byli przerażeni. Część wycofała się do podziemia, inni definitywnie zrezygnowali z udziału, zdając sobie sprawę, że to nie jest weekendowy paintball w lesie, a jeszcze inni bardziej się zradykalizowali. (…) Musieli nas jakoś spacyfikować, bo rozrastaliśmy się tak szybko na przestrzeni całego kraju, że groziło to zachwianiem władzy rządu federalnego. (…) Zmierzaliśmy do bezpośredniej konfrontacji z rządem, ale zamach wytrącił nas z tego toru. (…) Wszystko zmieniło się po Oklahoma City. Zmieniło się drastycznie.

    Oto realne dziedzictwo, jakie pozostawiła po sobie w spadku ścisła administracja Clintona-Gore’a, maszerująca wówczas na szpicy pochodu aktywistów rozbrojeniowych. Niepokojący klimat polityczny schyłku stulecia wrył się na stałe w zbiorowej świadomości Amerykanów. W kontekście przywołanych wydarzeń nie powinno zatem nikogo szokować, że odsetek ludzi, przyznających się do trzymania broni palnej w domu, zauważalnie zmalał właśnie w tamtym okresie, wzrósł natomiast procent osób zaprzeczających, że takową posiada:

    cbs_poll
    Oryginalny diagram sprzed modyfikacji dostępny tu

    Niestety, informacja ta jest notorycznie przedstawiana w niepoprawny, stronniczy lub niepełny sposób. Zdumiewające jest również dyletanckie bagatelizowanie faktu, że poza sferą badań opinii publicznej istnieje wręcz zatrzęsienie empirycznych dowodów, które wskazują na to, iż odsetek zarówno indywidualnych właścicieli broni palnej, jak i uzbrojonych gospodarstw domowych znajduje się aktualnie na najwyższym poziomie w historii:

    • Na ostatnie dwie dekady przypada bezprecedensowy boom w przyznawaniu licencji na noszenie ukrytej broni w miejscach publicznych: w roku 1997 około 1.3 miliona Amerykanów legitymowało się zezwoleniem, a w 2018, według ostrożnych szacunków, (ostrożnych, bo nieuwzględniających trzynastu jurysdykcji “bezpozwoleniowych”) już 17.3 miliona.
    • W bagażach podręcznych kontrolerzy TSA wykrywają rekordowe liczby broni krótkiej; 
    • W Illinois stopniowo rośnie liczba wydawanych Kart Identyfikacyjnych Właścicieli Broni Palnej (Firearm Owners Identification/FOID).
    • W przeciągu minionych pięciu lat liczba certyfikowanych instruktorów strzelectwa poszybowała w górę o ponad 60 proc., co jasno dowodzi, że zwiększył się popyt na tego rodzaju usługi (treningi strzeleckie, kursy bezpiecznego posługiwania się bronią).
    • 1/5 osób zaangażowanych w strzelectwo sportowe zaczęła uprawiać tę dyscyplinę relatywnie niedawno. Są wśród nich głównie ludzie młodzi, kobiety i mieszkańcy miast. Strzelcy z przedziału wiekowego 18-34 lata składają się na 66 proc. nowych sportowców.
    • Pod rządami Obamy ludność USA zgromadziła tyle broni, że w wielu stanach zaczęło brakować wolnych strzelnic, które mogłyby obsłużyć klientów. W Minnesocie chętnych do nauki strzelectwa jest dużo więcej niż są w stanie pomieścić aktualnie istniejące obiekty, dlatego już nawet policja udostępnia tam swoje ośrodki treningowe osobom z zewnątrz. Jest to trend ogólnokrajowy i jak jeszcze na początku roku producenci nie nadążali z podażą broni i amunicji, tak teraz właściciele klubów strzeleckich nie nadążają z otwieraniem kolejnych interesów, wśród których trafiają się nierzadko nowoczesne centra rozrywki, kosztujące nierzadko dziesiątki milionów dolarów (TNT Gun and Range, Liberty Firearms Institute, Texas Gun Experience i mnóstwo innych).
    • Amerykański cywilny przemysł zbrojeniowy przeżywa istną bonanzę: w ciągu zaledwie ośmiu lat przybyło sto tysięcy dodatkowych miejsc pracy (wzrost o 75 proc. w stosunku do roku 2008), a skumulowana wartość produkcji krajowej osiągnęła pułap 49 miliardów dolarów (skok o 158 proc. z 19 miliardów u schyłku drugiej kadencji Busha).
    • W analogicznym okresie liczba licencjonowanych zakładów rusznikarskich i firm produkujących broń pofrunęła w kosmos o 250 proc. (w 2009 roku ATF wydało trzy tysiące koncesji, w 2016 – jedenaście tysięcy).
    • “New York Times” donosi: kobiety coraz częściej chwytają za broń.
    • Jak wynika z rejestrów posiadaczy broni, liczba uzbrojonych cywilów w Kalifornii zwiększyła się ponad dwukrotnie (2.4x) w minionej dekadzie.

    ____________________

    [1] W odróżnieniu od większości krajów, w których broń palna podlega centralnej ewidencji i jest trwale związana z początkowym nabywcą, w Ameryce może ona krążyć między ludźmi na zasadzie swobodnej wymiany z rąk do rąk. Przeważająca część stanów zezwala bowiem na prywatne transakcje poza radarem systemu NICS. Szacuje się, że ponad 20 proc. transferów odbywa się bez pośrednictwa koncesjonowanych sklepów, a co za tym idzie, nie ma po nich śladów w papierach. Warto nadmienić, iż na tę chwilę raptem dwanaście jurysdykcji wymusza konieczność zgłaszania zgubionej albo skradzionej broni (przy czym nawet w tych miejscach, gdzie wymóg meldowania policji o zgubie obowiązuje formalnie, procedury te bywają egzekwowane raczej sporadycznie). Dodatkowym (i legalnym) źródłem cywilnego uzbrojenia są konstrukcje nieprzeznaczone na sprzedaż, pozbawione numerów seryjnych oraz wytwarzane w przydomowych garażach czy warsztatach na bazie częściowo nawierconych komór spustowych do karabinków AR-15. Ten ostatni “sektor” stanowi zaskakująco dochodowy interes. Dimitri Karras, właściciel sklepu Ares Armor z siedzibą w Oceanside w hrabstwie San Diego, przechwala się, że miesięcznie potrafi “rzucić na ulice” tysiące sztuk tego ustrojstwa; zbudowanie później funkcjonalnej broni na podstawie takiego bloku aluminium lub polimeru nie nastręcza kłopotów.